czwartek, 18 września 2014

Szatnia, zabiegowy, kostnica..

Współcześnie nikt nie zastanawia się jakby żyło się bez prądu. Jeśli zabraknie go na kilka godzin to już jest problem, a co dopiero na dobre kilka dni. Zasilanie w laboratorium padło kiedy burza wzrosła w siłę. Zmiana klimatu to jedno, ale szalejący wiatr i błyski co kilka sekund to widok w Warszawie bardzo rzadki. Najstarsi górale nie widzieli.. Jak jest szansa na znalezienie małego dziecka gdy wszędzie ciemno, a do tego od grzmotów trzęsie się ziemia. Wydawałoby się, że dziecko nie ma gdzie pójść. 

-Rafał.. nie wiem gdzie on mógł pójść. Nie mam zielonego pojęcia.. Musimy się rozdzielić
-Dobrze, słuchajcie. Znalazłem kilka naszych latarek, może wreszcie się przydadzą. Mariusz pójdziesz na dół do kostnicy. Ela Tobie przypadnie parter. Tomek jeśli możesz zostań tutaj w pokoju. My z Agnieszką pójdziemy na piętro. Pamiętajcie, że szukamy małego dziecka, które nie potrafi otwierać drzwi. Jednakże dla świętego spokoju możecie sprawdzić czy czasem mu się nie udało. Mariusz dla swojego bezpieczeństwa lepiej nie sprawdzaj kostnicy. Jedynie korytarz
-Zgoda
-Zgoda
-Ruszajmy

Każdy dostał swoje zadanie i wiedział co ma robić. Nie było ich zaledwie 15 minut. Dziecko nie mogło odejść za daleko. 
-Kochanie, spokojnie. Gdyby Franek wyszedł na zewnątrz musiałby przejść koło nas. Pewnie schował się gdzieś przed burzą, a teraz nie wie jak wyjść.
-Tak masz rację.. ale jest jeszcze drugie wyjście.. to prowadzące na ulicę.

Mariusz skierował swoje kroki wzdłuż stromych schodów. Nigdy nie rozumiał dlaczego do kostnicy schody były tak bardzo wąskie i strome. Latarka nie oświetlała zbyt dużo. Co 15 sekund słyszał grzmot i czuł jak trzęsie się ziemia. W głębi duszy miał nadzieję, że wszystko przeminie i szybko wzejdzie słońce. Wszystkie horrory zaczynały się w ten sam sposób..Zgasło światło, ktoś zaginął i nagle główny bohater czuje na swoim ramieniu czyjąś rękę. Kiedy drżąca dłonią z latarką kieruje strumień światła okazuję się, że to co zobaczy jest jego ostatnim widokiem. Przed zgaśnięciem latarki widzi uśmiech stwora, który chwilę później rozrywa mu wnętrzności. Jednakże jak się okazało korytarz prowadzący do sal z lodówkami był całkiem pusty.
-Franek! Tutaj wujek, wyjdź nie bój się wszystko jest dobrze..

Mariusz zatrzymał się na chwilę i wstrzymał oddech by wyostrzyć swój słuch. Miał nadzieję, że może mały odezwie się i razem wejdą na górę... Jednakże nic takiego się nie stało. Zrezygnowany skierował się do schodów. Musi im przekazać, że nikogo nie znalazł.


W tym samym czasie



Świetnie.. już zauważyłem, że nie jestem kierowany na ważne misje, ale czekanie w pokoju, w którym nie opuściły się rolety ze względu na brak zasilania to jakiś koszmar. Nie żebym się bał, ale zostałem stworzony do bardziej wymagających zadań. W głowie Tomka wiele myśli próbowało się przebić. Nawet odczuwał chęć do buntu, ale wiedział, że sam nie da sobie rady. Dzięki całej tej grupie jeszcze żyje. Może jeszcze kiedyś będzie im potrzebny do ważniejszych rzeczy. Żeby nikt nie miał do niego pretensji podniósł swój zacny tyłek z kanapy i obszedł pokój, świecąc latarką jak najniżej mógł. Każdy wyższy strumień światła mógł zainteresować szwendacza. Jednakże było ich wyjątkowo mało. Tomek pomyślał, że może wreszcie zmieniły trasę swojej wędrówki. 

-Może nawet zmądrzały - powiedział do siebie. 
Co i raz słyszał nawoływania swoich kolegów. Jeszcze się pewnie zejdzie. Dlatego bez względu na polecenia postanowił położyć się na kanapie i tylko na chwilę zamknąć oczy. Gdyby jakiś szwendacz się tu dostał to to usłyszy i zada mu cios prosto w skroń.. 


Na parterze




Parter był ogromny.. Korytarz w kształcie litery L. Wzdłuż znajdowało się kilka pokoi. Jeden przy samym wejściu należał do ochroniarza. Głównie pamiętała pana Władka.. Ciekawe jak potoczyły się jego losy, akurat w momencie wybuchu apokalipsy miał wolne. Może razem z żoną udało im się przetrwać. Ela krążyła po korytarzu oświetlając każdy kąt. Nigdy nie wiadomo gdzie schowa się małe dziecko, które boi się burzy. Po 20 minutach, wciąż niczego nie znalazła. Pozostały jej dwa pokoje. Po prawej stronie znajdowała się szatnia, a po lewej gabinet zabiegowy. Postanowiła zacząć od zabiegowego. Wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy już dawno przenieśli do ich pokoju dowodzenia. W zabiegowym pozostała tylko kozetka, biurko i popsuty stetoskop. W żadnym kącie nie było widać Franka. 
-Franek, Kochanie.. jesteś tutaj? - wyszeptała
Nikt niestety się nie odezwał. Spojrzała jeszcze raz i wyszła do szatni pielęgniarek. 


Na pierwszym piętrze

Rafał starał się pocieszyć swoją żonę jak tylko mógł, ale sam również przeżywał utratę syna. Nie mógł sobie darować, że wyszli na pogrzeb bez niego. Równie dobrze mógł spać na jego ramionach. Nikomu by nie przeszkadzał, a wiedzieliby, że jest bezpieczny. Musiał udawać przed żoną, że wierzy w znalezienie syna.. To bardzo trudne..
-Kochanie, musimy się rozdzielić. Ja pójdę w stronę balkonu, a ty idź w drugą. Tylko proszę bądź ostrożna. 
-Dobrze, będę wołać jakby coś się stało. 
Agnieszka poszła w przeciwną stronę, ale wiedziała, że specjalnie dostała tą bez balkonu. Dobrze wiedziała, że jej mąż podejrzewa, że Franek jest już szwendaczem i nic nie da się zrobić. Do sprawdzenia miała trzy pokoje. Każdy sprawdziła bardzo dokładnie, ale nikogo nie było w środku. W tym samym czasie Rafał sprawdzał pokoje po drugiej stronie korytarza. Jednak na koniec zostawił sobie wyjście na balkon. Burza powoli się uspokajała. Grzmoty słychać było już bardzo rzadko. Częściej widzieli błyskawicę. Kiedy nadszedł czas na wyjście na balkon, Agnieszka była przy nim.
-Szybko się uwinęłaś..
-Muszę to zrobić razem z Tobą. 
Wyszli na zewnątrz. W powietrzu było czuć zgniliznę, ale to nic dziwnego przy obecnych warunkach rozkładu. Nie padało, od czasu do czasu grzmiało i błyskało. Rafał przytulił swoją żonę i obserwowali dziedziniec. Jednakże to co ich zdziwiło to to.., że na dziedzińcu było bardzo mało szwendaczy. Może to burza ich wystraszyła? Nie wiadomo.. Postali jeszcze 5 minut i zeszli na dół. Może ich przyjaciele mięli więcej szczęścia.. 

Mariusz wspinał się po schodach do pokoju dowodzenia, kiedy usłyszał krzyk Tomka. Ostatnie stopnie pokonał w kilka sekund i wbiegł do pokoju gdzie był Tomek. Krzyk Tomka zawiadomił już resztę, ponieważ słychać było jak z góry zbiega Agnieszka z Rafałem. W pokoju dowodzenia, na łóżku leżał Tomek, a jego noga była gryziona przez małego Franka. Agnieszka kiedy to zobaczyła, zaczęła się wyrywać do swojego syna. Nie wierzyła własnym oczom. Jej synek stał się szwendaczem. Był tutaj cały czas.. Nikt go nie widział, nikt mu nie pomógł. Rafał stanął na wysokości zadania. Chwycił dziecko i nożem zadał cios w skroń. Agnieszka zaczęła przeraźliwie krzyczeć.. Jej synek nie żył. Zabił go jego własny ojciec. Nie rozumiała wtedy, że tak musiało być. 

Rafał nie miał czasu na łzy, musiał uratować Tomka. Jedynym ratunkiem powinna być amputacja nogi. Nie miał żadnych narzędzi. Mariusz poleciał do kostnicy bo narzędzia od sekcji. W kilka sekund Tomek stracił nogę od kolana w dół... Bez znieczulenia.. Żaden z nich nie chciał wiedzieć jakie katusze teraz przeżywa. Przygotowali mu zimne okłady. Mariusz starał się go uspokajać, a Rafał przytulił żonę i razem żegnali swojego synka.. 

-Jak szwendacz go ugryzł? Jak to możliwe?
Mimo tego, że w pokoju panował mrok, mężczyźni spojrzeli na siebie. 

-Skoro wszystko wydarzyło się w środku.. to gdzieś musi być szwendacz.. Tylko gdzie?- zastanawiał się Mariusz

Na odpowiedź nie musieli długo czekać. Sekundę później z  szatni dla pielęgniarek rozległ się przerażający krzyk.
-To Ela..! 



środa, 3 września 2014

MP3

Kilka historii. Każda toczy się w swoim rytmie. Żadna  grupa nie wie o istnieniu drugiej. Marcin z Lidią stoją przed zadaniem uratowania świata, który po części wygląda tak jak wygląda przez nich. Kamil dba o siostrę najlepiej jak umie, ale co z tego kiedy podróżują z Rafałem. We trójkę nigdy nie wiadomo jak daleko zajdą. Agnieszka wraz ze swoimi towarzyszami poszukuje synka. Stracili zasilanie. Podczas apokalipsy nie ma chyba nic gorszego prawda?

Nie mają o sobie pojęcia. Nie wiedzą czy mogą sobie ufać. Ich historie wzajemnie się nakładają. Zwiedzają miejsca, które wcześniej odwiedziła jedna z grup. 

Jednakże cały świat idzie dalej. Natura nigdy nie zwolniła, nawet wydawałoby się, że przyśpieszyła. To co zmieniło się w strukturze drzew i roślin już pewnie nigdy nie uda się naprawić. Łąki, pola bujne jak nigdy. Nikt ich nie przycina, nikt o nie nie dba. Rosną wysoko jak tylko potrafią. Czy kiedykolwiek ktoś o nie zadba? 

Kiedy kończy się lato, zmienia się pogoda. Dni robią się krótsze, zimniejsze, bardziej wietrzne. Coraz trudniej podróżować nocami. Księżyc już nie oświetla drogi tak łatwo. Latarki słabo przydatne. Czy kiedyś może być taki dzień, kiedy zabraknie baterii? Przecież kiedyś się skończą. Kiedyś człowiek chciał sobie ułatwić życie i zmienił latarkom ładowanie.. nie potrzebne były już baterie, wystarczy włączyć do gniazdka.. Będzie ładowała się automatycznie prądem. Tylko wiecie co? Podczas apokalipsy nie ma prądu.. Latarki stają się bezużyteczne.. 

Ciche podróżowanie również odpada. Wszędzie spadają liście i uszkodzone gałęzie. Każdy najmniejszy szmer wzbudza w zombiakach ochotę na jedzenie. Jednakże z miesiąca na miesiąc stają się bardziej osowiałe. Każda kreska mniej na termometrze dla tych co przetrwali jest katorgą. Jak zareagują na to szwendacze? Czy jest nadzieja, że śnieg, zima zamrożą ich wewnętrzne pozostałości po płynach ustrojowych? 

Nie wiadomo... 

****
Podróże stają się bardzo męczące. Kamil z Sarą i Rafałem starają się przetrwać każdy miesiąc. Od ostatnich wydarzeń w aptece i nie udanej ucieczce minęły dwa tygodnie. To jakby wieczność.
-Kamil.. krążymy wciąż po Warszawie, dlaczego nie możemy się udać do Pałacu Prezydenckiego tak jak zamierzaliśmy na samym początku? 
-Saro, zrozum to nie jest takie proste. Dobrze wiesz, że w centrum szwendaczy jest dużo więcej. Musimy iść obrzeżami, wszystkimi dzielnicami, żeby spokojnie dotrzeć do celu. Obiecuje Ci, że dojdziemy tam. Wszystko się uda. 
-Właśnie Saro, słuchaj brata. On czasem potrafi powiedzieć coś mądrego. Chyba, że to dotyczy mojej osoby. 
-Pozwolisz, że tego nie skomentuje?

Przez ostatnie dwa tygodnie Kamil prawie wcale nie spał. Podczas każdego odpoczynku brał wartę, żeby jego siostra mogła spać. Kiedy Rafał go zmieniał udawał, że  śpi żeby tylko nie dopuścić Rafała do Sary. Jednakże dziewczyna była innego zdania. Kiedy tylko mogła spędzała z nim czas. Wtedy nawet się śmiała. Kamil odczuwał to jako swoją porażkę. Przy nim ostatnimi czasy nawet się nie uśmiechnęła, a co dopiero żeby się śmiała. Nie potrafił jej pomóc. Próbował przekonać ją do brania witamin, żeby nie traciła sił, ale była upartą dziewczyną. Dobrze o tym wiedzieli. 
-Myślę, że powinniśmy znaleźć wolne mieszkanie w tym bloku. Zatrzymać się na kilka dni. Musimy zebrać trochę zapasów, ciuchów.. zbliża się zima.
-Kamil, myślisz, że podczas zimy zagrzejemy gdzieś miejsce? Nie wyobrażam sobie żebyśmy podróżowali w śniegu. A tym bardziej spanie na śniegu to nie jest moim marzeniem.
-Myślę, że do tego czasu będziemy już spokojnie z resztą ocalałych w Pałacu Prezydenckim. Rafale zostaw nas samych.
-Jak sobie życzysz.

Kamil poczekał, aż Rafał wyszedł. Spojrzał na swoją siostrę. Z dnia na dzień było jej coraz mniej. Wszystkie ciuchy jakie udało im się znaleźć po drodze wisiały na niej jak na kiepskim manekinie. Szarą bokserkę zastąpiła zieloną bluzką z długim rękawem. Swoje ulubione granatowe jeansy musiała zostawić w poprzednim lokum. Teraz miała na sobie czarne obcisłe sztruksowe spodnie, które zapewniały jej ciepło kiedy nie mieli ze sobą innych okryć. 
-O czym chcesz porozmawiać?
-O Tobie..
-O mnie?
-Tak. Martwię się. Zostaliśmy sami, a mam wrażenie, że wcale mnie już nie potrzebujesz. Nie chce być dla Ciebie ciężarem. Z ogromnym bólem, ale mogę Cię zostawić pod opieką Rafała..
-To nie tak.. Po prostu przypominasz mi rodziców. Pamiętasz jak zawsze wszyscy Ci dokuczali, że pół twarzy należy do mamy, a drugie pół do taty?
-Tak.. to było okropne
-Nigdy tego nie dostrzegałam, aż do teraz.. Tak bardzo mi ich brakuje. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie wiem jak pójść dalej. Nie wiem jak mogłeś zostawić swoją żonę w lesie.. Skąd masz na to siłę? Jaki jest sens naszego uciekania? Może powinniśmy dać się ugryźć i zostać w naszym rodzinnym mieście? 
-Dlaczego nie mówiłaś wcześniej? Uważasz, że jestem takim silnym gościem?
-A nie?
-Moja droga.. co noc mam przed oczami moją ukochaną żonę i moją córkę. Jak zostawiam je w lesie. Jak chwytają się za ręce i wchodzą w głąb lasu. Mam przed oczami mojego syna, którego zostawiłem w przydrożnym barze, żeby tylko uratować resztę. Nie dałem rady.. Czuję, że zawiodłem.. Wtedy udało mi się dotrzeć tutaj. Jesteś cała i zdrowa. Muszę o Ciebie zadbać. Może chociaż tego nie spieprzę.. 

W takich momentach łzy płyną samoczynnie. Kamil nie krył jak bardzo jest mu przykro. Sara nie mogła powstrzymać swoich łez. Wiedzieli, że mają tylko siebie. Nie mogą tego zepsuć. Nie mogą się stracić.
-Mam takie głupie marzenie.. że jak już ktoś wymyśli lekarstwo. Uda mi się odnaleźć moją żonę i córkę.. że będę mógł aplikować im tą szczepionkę czy co to tam będzie. Marzę, że jeszcze je odzyskam.. Choć wiem, że to nigdy się nie wydarzy
-Obiecaj mi, że nigdy mnie nie opuścisz. A ja pomogę Ci odnaleźć Klaudię i Anię. 
-Obiecuje!

Kamil usiadł obok swojej siostry i przytulił ją jak nigdy wcześniej. Obojgu po policzkach płynęły łzy, ale potrzebowali takiego rozwoju sytuacji. Po pewnym czasie zdali sobie sprawę, że jest trochę za cicho. Rafał nigdy nie siedział cicho, zawsze coś śpiewał, albo nucił. 
-Nie sądzisz, że jest za cicho?- zapytała Sara
-Zostań, sprawdzę to..

Zbliżył się do drzwi, delikatnie nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Mieszkanie, które wybrali było małą kawalerką. Wychodząc z pokoju znalazł się od razu w korytarzu. Zajrzał do kuchni i łazienki, ale nikogo nie było. Przed wyjściem na korytarz użył judasza, żeby zorientować się jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Niestety na zewnątrz panował półmrok co uniemożliwiło jakiekolwiek rozeznanie w terenie. 

-Saro, nie ma go. 
-Pewnie zaraz wróci. Poczekajmy na niego w środku
-Nie ufam mu. Pójdę go poszukać. Proszę zamknij drzwi. Nikogo nie wpuszczaj. Obiecaj, że nic się nie stanie..
-Obiecuje, spokojnie. Wróć za 30 minut. Jeśli nie znajdziesz go do tego czasu zmienimy lokum. Powiedz mi tylko dlaczego mu nie ufasz?
-Wyjaśnię Ci to później, obiecuje

Przed wyjściem ucałował swoją siostrę w policzek. Wyszedł na korytarz. Jak najciszej starał się dotrzeć do schodów. Jednakże nie musiał daleko iść. Z mieszkania na końcu korytarza z numerem 143 dochodziły odgłosy skrzypienia, delikatnych jęków i westchnień. Poruszając się na palcach chłopak zbliżył się do drzwi, które były lekko uchylone. Był w 100% pewien co tam znajdzie. Przez ostatnie dwa tygodnie Rafał nie opuszczał ich na krok. To mogło tylko znaczyć, że jest spragniony doznań. Kiedy zajrzał do pokoju 143 wcale się nie zdziwił. Sytuacja podobna jak ta w aptece. Szwendaczka, która miała obcięte ręce i usta. Jednakże ta nie poruszała się w charakterystyczny dla zombie sposób. Dopiero po chwili Kamil zdał sobie sprawę, że w skroń ma wbity nóż. Tym razem Rafał bzykał martwą szwendaczkę.. To tak jakby poszedł level wyżej.. 

Nie chciał, żeby Rafał go zauważył, dlatego szybko wrócił do mieszkania, w którym czekała na niego Sara. Zapukał delikatnie i po chwili siostra otworzyła drzwi. 
-Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. 
-Bo powiedzmy, że tak było. Proszę zamknij drzwi. Nie możemy wpuścić tutaj Rafała. 
-Bo?
-Bo właśnie trzy mieszkania dalej bzyka się z martwą szwendaczką, której obciął ręce i usta..
-Co? 
-To co słyszałaś. Musimy coś z tym zrobić.. 
-Poczekaj.. najpierw posłuchaj tego.
-Co to?

Sara wyszła do kuchni i za chwilę wróciła z małym urządzeniem, które wyglądało na kieszonkowe radio.
-Czy to radio?
-Tak, myślałam, że to mała MP3, ale posłuchaj sam..
Dziewczyna podała Kamilowi czarne douszne słuchawki. Chłopak był wielce zdziwiony. To co przed chwilą zobaczył było niczym w porównaniu z tym co usłyszał..

... Jeśli ktokolwiek mnie słyszy.. Wszyscy, którzy żyją mogą otrzymać pomoc w Pałacu Kultury i Nauki. Nie bójcie się.. Mam na imię Lidia i jestem biologiem molekularnym, pracuję nad antidotum. Jeśli ktokolwiek mnie słyszy, proszę.. razem z profesorem Janem..

Nagranie zostało przerwane. 

***

W tym samym czasie.
-Kurwa mać! Mówiłem Ci, co masz powiedzieć. Nikt nie polecał Ci wymieniać moich jakichkolwiek danych! Mamy ściągnąć tutaj jak najwięcej ludzi. Przecież na kimś musimy pracować.
-Jesteś potworem! - krzyknęła Lidia
-Nie Kochanie, oboje jesteśmy. Ktoś na pewno słyszał Twój apel. Zanim się obejrzysz będziesz pracować na swoich najbliższych.
-Chyba śnisz!
-Chłopcy! Przyprowadźcie Marcina.