-Plan jest prosty. Tak jak wcześniej podczas kolacji wymykasz się po pistolet z linką i kiedy już wszyscy zasną postaramy się wtedy uciec z tego przeklętego więzienia- rozprawiał Marcin
-Nie wierzę, że chcesz zostawić tutaj Lidie na pastwę losu.. Wiesz co oni z nią zrobią?- zapytała Sara
-Mam nadzieję, że uwierzą w to, że nie miała z tym nic wspólnego. Kochanie pamiętaj, wszystko według planu. Kiedy zobaczysz nas oddalających się od pałacu, musisz zrobić wielką zadymę, że uciekliśmy. Wyzywaj nas ile wlezie, muszą jak najbardziej uwierzyć, że to wszystko nie ma z Tobą nic wspólnego..
-Ale.. kiedy się spotkamy? Mam tu zostać na zawsze?
-Marcin, to bez sensu.. Jeśli zostawimy Lidie tutaj prędzej czy później domyślą się, że brała w tym udział i może się to dla niej źle skończyć. Wiesz, że zaostrzą wtedy jej ochronę.. Nie uda nam się jej wyciągnąć z tego miejsca. Jak Ty sobie to wyobrażasz?- zapytał Kamil
-Bardzo prosto. Będziemy ją obserwować, a kiedy minie zima zabierzemy ją w taki sam sposób w jaki uciekliśmy..
-Dlaczego się tak bardzo upierasz?
-Saro.. musimy rozwalić to miejsce, a jest to możliwe tylko od środka. To znaczy, że moja ukochana musi wypracować w laboratorium coś skutecznego, łatwego do izolacji i robiącego w ludzkim organizmie wielkie spustoszenie. Jednakże na tyle nie groźnego w rozprzestrzenianiu się na zewnątrz..
-Coś jak Ebola?
-Coś słabszego. Gdybyśmy wypuścili ebolę.. już moglibyśmy pożegnać się z dalszą podróżą.
-To co masz na myśli?
-Tego właśnie mam się dowiedzieć przez te kilka miesięcy - odpowiedziała Lidia
Plan wydawał się bardzo prosty w wykonaniu, ale bardzo ryzykowny. Marcin zastanawiał się kilka nocy z rzędu, czy dobrze robi. Czy powinien zostawiać ją samą. Z drugiej strony wie, że tylko ona jest zdolna stworzyć coś równie szkodliwego, co pozwoli im uciec dalej, a najważniejsze to pozwoli zniszczyć gorszego wroga od szwendaczy - Profesora Jana..
****
-Zauważyłeś ostatnio jak nas traktują?
-Ale kto?
-Ta cała Lidia i Marcin
-Boże.. Ty jesteś nie normalna. To są dobrzy ludzie. Są tutaj za karę,. Jakbyś nie zauważyła wcale nie chcą osiągnąć tego co Ty..
-Czy to, że chce wynaleźć lekarstwo na to świństwo znaczy, że jestem samolubna?
-Agnieszko! Po jaką cholerę Ci teraz lekarstwo? Masz do czego wracać? Bo ja nie mam.
-Tak, mam Ciebie..
-Miałaś..
Małżeństwo między Agnieszką a Sławkiem skończyło się kilka tygodni temu, kiedy znaleźli się w piwnicy Pałacu Kultury. Kiedy ich dziecko zginęło z rąk profesora Jana tylko dlatego, że Agnieszka wykazała się egoizmem i wolała stracić syna niż własne życie i odczynniki ze swojego laboratorium. Oprócz syna poświęciła też życie swoich kolegów z pracy, którzy przez cały rok razem wspierali się i chronili, żeby przeżyć do dnia następnego. Sławek wiedział, że całe to wynajdywanie lekarstwa nie ma sensu. Nie mieli odpowiedniego sprzętu a tym bardziej umiejętności, które umożliwiłyby im badania na wysokim poziomie. Nie wiedzą co powoduje chorobę, a dokładniej śmierć całego organizmu. Nie mieli pojęcia czy to jedna mutacja czy może szereg autodestrukcji.. Nie wiadomo.. Najlepiej byłoby dostać się do akt, dokumentów, które sporządzono w dniu wytworzenia wirusa, ale wszystko spłonęło razem z "tajnym" laboratorium na samym początku apokalipsy. Tak naprawdę nie wiedzieli jak sobie z tym radzić. Z tego co usłyszeli od profesora, na świecie nie jest lepiej. CDC pracuje nad szczepionką, ale coś długo im się schodzi i nie wiadomo jeszcze ile będzie trzeba czekać na szczepionkę przynajmniej zatrzymującą postęp choroby, nie mówiąc o wyleczeniu.
-Mam Cię dość.. Mam ochotę żebyś odeszła.. Zraniłaś mnie ogromnie..
W oczach Sławka pojawiły się łzy..
-A z drugiej strony tak mocno Cię Kocham.. przysięgałem przy ołtarzu, że będę z Tobą zawsze, że nic nas nie rozdzieli.. ale cholera jasna zabiłaś nasze dziecko.. Zabiłaś cząstkę mnie..
-Zawsze można zrobić drugie.. wiesz chyba jak to się robi?
W tym momencie mężczyzna uderzył Agnieszkę w prawy policzek. Odwrócił się i wyszedł. Nikt go nie zatrzymywał, nawet kiedy chciał przejść przez drzwi główne, które obstawione były przez ochroniarzy. Odepchnął ich i po prostu wyszedł. Mężczyźni stali zdziwieni, jeden z nich pobiegł szybko po profesora Jana.
-Profesorze... ten Sławek właśnie wyszedł z budynku!
-I bardzo dobrze. Trochę emocji nam się przyda..
-Ale?
-Twoi koledzy zostali przeszkoleni, że mają nie zatrzymywać kogoś jeśli będzie chciał wyjść. Jedynym wyjątkiem jest Lidia. Ona musi tutaj zostać na dłużej. Mam wobec niej pewne plany.
Wieść o opuszczeniu budynku przez Sławka rozeszła się bardzo szybko. Wszyscy stanęli w drzwiach wejściowych i nawoływali mężczyznę z powrotem. On natomiast siedział na murku, w którym kiedyś rosły piękne czerwone pelargonie i czekał. Nawet nie odpowiadał na nawoływania. Czekał i czekał.. kilka godzin minęło zanim pojawił się szwendacz. Ucieszył się na widok nowego mięsa. Ku zdziwieniu pozostałych Sławek położył się na murku i czekał dalej. Szwendacz dotarł do szyi mężczyzny w przeciągu kilkunastu minut. Oczywiście wcześniej Kamil z Marcinem chcieli wprowadzić go z powrotem, ale ochrona budynku nie pozwalała im na to. Nie w tym momencie. Zanim szwendacz zatopił swe obleśne zęby w skórze Sławka, spojrzał na swoją żonę i wykrzyczał
-TERAZ JESTEŚ JUŻ SAMA NA TYM ŚWIECIE! EGOISTKA!
Chwilę później szwendacz wgryzł się w szyję i powoli konsumował swoją kolację. Niestety nie miał okazji spróbować więcej, ponieważ nagle usłyszeli strzał i w prawej skroni zombie pojawiła się dziura po kuli. To profesor Jan. Wszyscy patrzyli na niego w zdziwieniu..
-Dlaczego dopiero teraz strzeliłeś?
-Lidio Kochanie.. potrzebny jest nam do badań, dopiero go ugryzł, będziesz mogła obejrzeć cały proces jeszcze raz, a może również się nie przemieni? Spróbujmy...
-Nie będę go badać.
-Ależ oczywiście, że będziesz.. jeśli nie.. to Twoi przyjaciele zaraz do niego dołączą
Lidia spuściła głowę ze smutkiem i podążyła do swojego podziemnego laboratorium, po drodze zakładała niebieskie rękawiczki w rozmiarze M. Nic nie mogło być już jak dawniej.
***
-Zadowolona jesteś suko? - krzyczał Kamil
-Nie mów tak do mnie!
-Agnieszko,, kurwa z całym szacunkiem, ale nie dość, że pozwoliłaś zabić swoje dziecko to jeszcze nie rusza Cię śmierć Twojego męża? Co z Ciebie za suka?
-Saro! Zamknij mordę! Co Ty możesz wiedzieć o życiu tutaj? Nie masz zielonego pojęcia!
-Stop! Zamknijcie się obie, nie zamierzamy już z Tobą współpracować. Radź sobie sama..
-Dobrze, bez łaski. Aczkolwiek wiem, że chcecie się wydostać. Myślę, że nie chcielibyście, żeby ta informacja dotarła do profesora wcześniej?
-O czym mówisz?
-Tak się składa, że podsłuchałam waszą rozmowę wcześniej i nawet lepiej się stało, że Sławek nie żyje. On by się na to nie zgodził, żeby zostawić Lidię.. Mi to wisi, jak dla mnie może tutaj zdechnąć. Dobrze jaki jest plan?
***
-Kochanie, przepraszam..
Marcin ze łzami w oczach żegnał się z Lidią. Ona próbowała udawać twardą, ale dobrze wiedziała, jak wszystko może się skończyć. Pożegnała się ze wszystkimi. Przytuliła Sarę na pożegnanie, a Kamilowi kazała przyrzec, że będzie pilnował siostry i jej ukochanego mężczyzny. Dalsza część wieczoru poszła według ustalonego planu. Kiedy obserwowała przez lunetę na 30 piętrze swojego ukochanego, wiedziała, że jest mała szansa na to, żeby jeszcze kiedykolwiek go zobaczyła. Nie mogła mu już wtedy powiedzieć, że jest w ciąży. Gdyby to usłyszał nigdy nie zgodziłby się uciekać, a to było dla niej najważniejsze.. żeby był bezpieczny. Ona da radę. Nic jej nie będzie...
3:00
-Profesorze! Cholera profesorze, gdzie pan jest?
-Lidio, co się stało.. drzesz się jak stare prześcieradło!
-Oni.. uciekli...
-Co Ty wygadujesz?
-Wszyscy uciekli.. Byłam w laboratorium do późna i jak wróciłam to już ich nie było. Zabrali wszystkie swoje rzeczy (a nawet próbne antidotum, ale o tym nie musiała wspominać)
-Hmm, jakoś sobie bez nich poradzimy. Musisz się wykazać lepszym aktorstwem moja droga.. Nie jestem idiotą. Dobrze wiem, że to część jakiegoś waszego planu. Ale muszę Cię zmartwić, bo Sławek się nie przemienił.. Jest zdrowy, po tym co mu podałaś, a wiesz co to znaczy? Mamy antidotum! I nikt poza nami, go nie dostanie, przynajmniej do momentu kiedy pieniądze nie odzyskają swojej wartości...
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że skoro Sławek wyzdrowiał, to znaczy, że antidoum, które dała Marcinowi nie jest antidotum.. ktoś zamienił próbki..
-Ty stara żmijo! Gnido! Jak mogłeś?!
-Nie wiesz, że z Janem się nie zadziera? Jednakże to nie ja, pomogła mi w tym pewna egoistka. Ciekawe, kiedy będą musieli wykorzystać Twojego wirusa, powiem Ci, że wykorzystanie wektora adenowirusowego było całkiem dobrym pomysłem. Ah, Twoje zło rozprzestrzeni się jeszcze szybciej niż moje!
***
Kochani, wracam do was. Nie chce nic obiecywać bo bywało różnie. Wakacje tylko z nazwy bo praca i praktyki.. Nowe tło, nowe rozdziały. Historia miała się wyplątać, a tu proszę plącze się od nowa ;)