Od naszego rozdzielenia z Lidią i Marcinem minęły trzy tygodnie. Podróżujemy bardzo powoli w trójkę. Ja, Sara i Rafał. Nie bardzo ufam temu typowi. Wieczorami wybywa na przeszukiwanie mieszkań. Niby ma nam to pomóc. Ma dostarczyć pożywienia, ale jak dla mnie ten człowiek jest dziwny. Kierujemy się do centrum. Będąc w jednym z mieszkań na ścianie zobaczyliśmy napis jednej z grup. Podobno jest tam bezpiecznie i można uzyskać schronienie. W sumie nie dziwota, że miejscem spotkań jest Pałac Kultury, wiedzą o nim nawet przyjezdni, którzy znaleźli się w mieście przez przypadek.
Od kilku dni mieszkamy w trzy pokojowym mieszkaniu na Woli. Postanowiliśmy nie przechodzić przez Bemowo. Rafał twierdzi, że był tam jakiś czas i zostało doszczętnie opanowane przez szwendaczy. Wydawałoby się to dziwne, że podróż z jednej dzielnicy Warszawy do drugiej zajmuje tak dużo czasu, ale ulice są tak strasznie pozastawiane przez autobusy, samochody, wykolejone tramwaje. Bardzo ciężko podróżuje się po takich ulicach, a do tego wszędzie można spotkać hordy szwendaczy. Jakby nie mogło nas spotkać to wszystko w mniejszej miejscowości. Warszawa przed apokalipsą liczyła około 2 milionów mieszkańców.. Jak chociaż 1/4 z nich jest teraz szwendaczami to już wiecie dlaczego tak ciężko się podróżuje. Ci co żyją też nie ułatwiają zadania. Zdarza im się wychodzić przed swoje kryjówki i żądać jedzenia za możliwość przejścia obok ich bloku mieszkalnego. Często grupa łysych dresów wylatuje pełna żądzy do mojej siostry, ale jak na razie razem z Rafałem dajemy radę ją uchronić przed tym wszystkim. Dlatego najlepiej podróżować wieczorami, nocą. Jesteśmy bardziej widoczni przez latarki, ale szwendacze w nocy nie są aż tak agresywni.
-Kamil?
-Tak, siostrzyczko?
-Gdzie Rafał?
-Tam gdzie zwykle.. na swoich poszukiwaniach
-Pójdę mu pomóc
-O nie! Nie wiemy gdzie poszedł. Poczekamy na niego w środku.
Widziałem, że wcale jej się to nie podobało. Odkąd przyłączył się do nas Rafał była jakaś nieobecna. Często zamyślała się, kilka razy musiałem ratować ją przed nadchodzącym szwendaczem bo wyglądało jakby wcale go nie widziała. Zmizerniała ostatnio, wszystko przez brak dobrego jedzenia. Spodnie musiała zawiesić na szelkach, żeby nie spadały jej podczas uciekania. Jej twarz nie miała tylu kolorów co zawsze. Zastanawiałem się czy mogę jej jakoś pomóc. Może brakuje jej jakichś lekarstw..
-Saro.. Czy nic Ci nie dolega? Nie boli Cię nic?
-Nie.. wszystko ok. Ostatnio tylko trochę brakuje mi sił to wszystko.
-Może skoczę do apteki co? Może jeszcze coś tam zostało.. Przyniosę Ci witaminy, może jeszcze wszystkiego nie wybrali.
-Może to nie jest wcale taki głupi pomysł, ale może poczekaj aż wróci Rafał?
-Nie wiemy kiedy to nastąpi. Za chwilę wyjdę. Tylko obiecaj mi, że będziesz uważała na siebie!
-Tak, tak braciszku. Jestem już duża.
Chwyciłem swoją czarną bluzę, która należała kiedyś do właściciela tego mieszkania. Dzięki zawartości szafy będziemy mogli wziąć kilka nowych ubrań, przydadzą się w dalszej podróży. Niedługo przyjdzie zima, więc musimy zacząć zabezpieczać się w kurtki zimowe i swetry. Zmieniłem spodnie na bardziej wygodne do tego typu operacji. Założyłem czarną czapkę i byłem gotowy. Do kieszeni schowałem rozkładany nóż. Wystarczy wciśnięcie jednego guzika i mogę uderzać w puste czaszki szwendaczy. Do plecaka wrzuciłem kawałek sznurka, gdyby trzeba było stworzyć małą pułapkę na szwendaczy, nic więcej nie potrzebowałem. Musiałem wrócić z pełnym plecakiem a nie z takim wyjść na poszukiwania. W okolicy naszego bloku znajdują się dwie apteki, powinienem zajrzeć do każdej z nich. Obstawiam, że większość leków zaginęła, ale może uda mi się znaleźć coś potrzebnego. Pocałowałem w czoło moją siostrę, upewniłem się, że dobrze zabezpieczyła drzwi i wyszedłem na poszukiwania leków.
Nasze obecne mieszkanie mieściło się na piątym piętrze, 10 piętrowego bloku. Tak się składa, że pozostałe piętra zostały zablokowane przez kraty. Nie mieliśmy klucza, więc nie mogliśmy się dostać. Nie wiem czy czasem, ktoś tam nie urządził sobie kryjówki bo nigdy nie widziałem żadnego szwendacza przy kracie. Ktoś musiał to dobrze przemyśleć. Chwyciłem swój nóż i powoli, w miarę możliwości bezgłośnie schodziłem w dół naszego bloku. Do trzeciego piętra było bardzo spokojnie. Między trzecim a drugim piętrem szwendacze urządziły sobie kolacje. Rozrywały człowieka na strzępy. Przejście bez zauważenia nie było możliwe. Nie miałem pewności, że za rogiem nie czai się ich więcej, ale musiałem spróbować. Skoczyłem na najbliżej znajdującego się szwendacza, zadałem mu śmiertelny cios w skroń. W tym czasie drugi obudził się jak ze snu i chciał spróbować jak smakuję, ale nie dałem mu tej satysfakcji i bardzo szybko mój nóż znalazł się w jego oku. Człowiek, który przestał być kolacją był znajomy, ale nie mogłem skojarzyć skąd go znam. Dalsze piętra były spokojne. Żadnych szwendaczy. Pytanie tylko skąd wzięły się na trzecim piętrze?
Droga do pierwszej z aptek minęła bardzo spokojnie. Udało mi się przebiec nie zauważenie pomiędzy grupami zombie. Jednakże straciłem na to sporo czasu. Coś za coś. Drzwi do apteki "Twoje zdrowie" były zamknięte. Muszę przyznać, że poczułem się lepiej. Skoro są zamknięte to jest szansa, że znajdę tam to czego szukam. Ku mojemu rozczarowaniu w środku było bardzo pusto. Zostały ostatnie sztuki podpasek, testów ciążowych, leków na przeziębienie, katar, kaszel. Starałem się brać wszystko co mogło być potrzebne. Brałem po kilka sztuk, przerywając listki tabletek. Nie chciałem zabierać całego opakowania, może przyda się innym poszukiwaczom. Na półce z witaminami znalazłem tylko witaminę C dosłownie kilka sztuk. Ale nie o takie witaminy mi chodziło. Witamina C w żaden sposób jej nie wzmocni. Zabrałem jeszcze kilka plastrów i bandaży. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej? Za każdym razem jak któreś z nas się skaleczyło tworzyliśmy prowizoryczny opatrunek z taśmy i papieru toaletowego. Mogliśmy wstąpić do jakiejś apteki już dawno temu.
-Dobrze, nic więcej mi się nie przyda, pora na drugą aptekę.
Druga apteka znajdowała się w środku ogrodzonego osiedla. Jednakże z ogrodzenia już prawie nic nie zostało. Czy ludzie rozkradli je, na złom? Nie mam pojęcia o czym ludzie myślą podczas apokalipsy. Część ogrodzenia była ewidentnie spłaszczona, rozmiażdżona? Może przejeżdżał tędy ten czołg?
Milion myśli kłębiło mi się w głowie. Kiedy zbliżałem się do apteki, wszystkie myśli skierowały się w stronę Lidii i Marcina. Bardzo możliwe, że przejeżdżał tędy czołg, ponieważ apteka nazywa się "Molekularna pomoc", według szyldu zawierała wiele leków do zaawansowanych chorób w tym szczepionki wydawane lekarzom do badań. Coś takiego pobudowali pomiędzy blokami? A może to jakieś specjalne osiedle? Dla naukowców? Trochę to wszystko wygląda jak szpital, ale kto wie..
Bardzo powoli zbliżałem się do wnętrza apteki. Miała bardzo wygodny na dzisiejsze czasy wygląd, ponieważ miała duże okno, które umożliwiało zajrzenie do środka. Oczywiście obecnie już nie było śladu po szybie, została sama rama. Lecz to co zobaczyłem spowodowało, że moje serce stanęło..
W środku na podłodze leżał unieruchomiony zombiak - kobieta, bez rąk, twarzy.. Wszystko byłoby spoko gdyby nie to, że bzykał się z nią nasz towarzysz Rafał..
Zrobiło mi się nie dobrze..
Póki mnie nie zauważył (był zbyt pochłonięty osiąganiem rozkoszy), zacząłem biec w stronę naszego mieszkania. Do mojej siostry. Po drodze zauważyłem szyld, który głosił, że osiedle to należy do największych umysłów tego miasta. Jest pilnie strzeżone i zabezpieczone. Jak widać nie bardzo.
**** 20 minut później ****
-Saro, otwórz to ja.
-Już, już
Wbiegłem do naszego mieszkania, zamknąłem drzwi. Złapałem się za głowę i..
-Saro, musimy stąd uciekać!
~~~~~~
Lecimy dalej :) Dziękuję, że jesteście!