sobota, 18 kwietnia 2015

Jeszcze wrócą..

-Nie mogę uwierzyć, że przez Ciebie zginał nasz syn! Do cholery! Mogłaś mi powiedzieć o jakichś głupich kartkach!
-Ale jest mu dużo lepiej na tamtym świecie. Nie musi się martwić o jutro...
-Ty chyba jesteś nie normalna?

Od tragicznych wydarzeń minął tydzień.  Podczas burzowej pogody Agnieszka straciła syna i połowę swojej drużyny. Żeby tego było mało została porwana przez grupę uzbrojonych ludzi po same zęby. Niestety wiele wydarzeń spowodowało, że zostali z mężem sami. Reszta współpracowników została delikatnie mówiąc uznana za króliki doświadczalne i delikatnie pozbawiona życia. Może delikatne to złe słowo. Po prostu grupa naukowców wstrzyknęła im preparat do usypiania psów i o dziwo zadziałało. Może nie było to zbyt humanitarne ale co począć. Mówiąc, że pozostali we dwójkę.. w tym też jest trochę zaprzeczenia. Sławek nie potrafi wybaczyć, że jego własna żona pozwoliła na śmierć ich ukochanego syna. Gdyby były to normalne czasy już dawno wystąpiłby o rozwód a całą tą sprawę zgłosił tam gdzie trzeba, ale jak wiadomo od jakiegoś czasu nie ma już tamtych czasów i trochę trudno domagać się swoich praw w świecie pełnym zombie. Mężczyzna ma dwie możliwości. Może po prostu zapomnieć o sprawie i udawać, że nic się nie stało, albo może iść w swoją stronę i spróbować uciec. Jednakże jest to dość trudne, bo podróżowanie w pojedynkę nie sprawdzi się na dłuższą metę, a po drugie od tygodnia są zamknięci w piwnicy i tylko dwa razy w ciągu dnia ktoś schodzi, żeby podać im wodę i coś do jedzenia. Nie ma mowy o niczym ciepłym, albo o dwóch porcjach. Dostają puszkę mielonki i muszą się nią jakoś zająć. Woda, którą dostają też nie jest zbyt pierwszej jakości, a tym bardziej nie ma mowy o czystej źródlanej wodzie. Jest co jest nie warto narzekać. Dlatego postanowił zostać z Agnieszką, ale o miłości nie ma mowy, o wspieraniu tym bardziej. Jednakże podróżowanie razem też jest pewnego rodzaju problemem dlatego, że nigdy nie wiadomo co ubzdura się w głowie tej dziewczyny. Może pewnego dnia się nie obudzi bo stwierdzi, że pora na niego, że tam po drugiej stronie jest lepiej. Kolejną możliwością jest to, że sama sobie coś zrobi.. I tak źle i tak nie dobrze...

-Masz jakiś plan na nasze życie?
-Sławek, nie będę oszukiwać, że mogłam inaczej rozwiązać tą sprawę, ale myślałam, że blefują. Przecież nie zabili by dziecka tylko dla kilku odczynników do ich laboratorium
-Nie chcę Cię martwić, ale właśnie to zrobili! Nie mogę uwierzyć, że mi nic nie powiedziałaś. Kiedy to się zaczęło?
-Mniej więcej wtedy jak zaczęliśmy robić wyprawy po przedmioty dla dziecka i po nowych zombie do badań. Jednego dnia wyruszyliście na zwiady a ja zostałam sama z Frankiem i Elą.

Na dźwięk imienia swojego zmarłego syna Sławek westchnął głęboko i powstrzymywał łzy, które same cisnęły mu się do oczu. Najgorsze było to, że dla Agnieszki to wszystko wydawałoby się jest zwykłym zdarzeniem. Nic szczególnego. Tydzień temu zamordowali mi dziecko..

-... Koło 15 usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi, myślałam, że to wam się coś pomyliło i chcieliście wejść głównym wejściem. Dlatego poszłam na balkon, żeby wyjrzeć o co chodzi. Kiedy już weszłam na balkon to zobaczyłam na dole dwóch mężczyzn w wojskowych strojach moro, którzy oddalali się od naszego wejścia, jeden z nich się obrócił i pokazał kartkę, którą schował pod kamieniem przy najbliższym drzewie. Powiedziałam Eli, że idę na chwilę na dwór i żeby zajęła się Frankiem.
-Co było napisane na tej kartce?
-Zwykła informacja, że potrzebują kilku odczynników, które na pewno są w naszym laboratorium i że chcą nawiązać współpracę i nawet oferują nam schronienie. Podpisane przez jakiegoś profesora Jana, ale wątpię żeby kartkę złożył osobiście..
-Ahah czyli treść takiej karteczki w ogóle nie wydała Ci się na tyle ważna, żeby mi o niej powiedzieć?
-Stwierdziłam, że to tylko głupie gadanie i że było ich tylko dwóch więc pewnie już nigdy nie wrócą.
-Nie mogę w to uwierzyć... Ile razy jeszcze przychodzili?
-Jeszcze tylko dwa. Na ostatnim była informacja, że chcieli po dobroci, ale skoro mi nie pasuje to, spowodują, że zmienią zdanie. W rogu kartki było napisane, żebym strzegła syna.
-No kurwa! Ty idiotko! Ktoś Ci jawnie grozi, a w sumie Twojemu synowi, a Ty mnie o niczym nie informujesz a tym bardziej zostawiasz syna samego w laboratorium podczas pogrzebu?
-Nie krzycz na mnie! To było najlepsze wyjście.
-Chyba kpisz!
-A poza tym myślałam, że pozamykaliście drzwi i nie będzie możliwości żeby dostali się do środka..
-Ty naiwna... drzwi zamknęliśmy, ale równie dobrze mogli wejść balkonem.. Czy Ty chociaż widziałaś co zrobili naszemu synowi? Obejrzałaś go?
-Tak.. miał ślady po ukłuciach..
-Czyli trucizna..
-Myślę, że to mogła być szczepionka, nad którą pracują
-Wiesz coś o tym, czy zmyślasz?
-W drugim liście pisali, że pracują nad jedną i dlatego potrzebują odczynników ode mnie.
-Wybacz, ale po tym co usłyszałem nie mam ochoty zamienić z Tobą słowa. Ale wiesz co jest najgorsze?

Agnieszka bez słowa podniosła głowę i czekała na odpowiedź męża.
-Że chroniłaś swoją dupę i nigdy nie kochałaś swojego syna..
-Nie mów tak! Jak możesz tak mówić?
-Powiedz mi jaka matka pozwoliłaby na śmierć swojego syna, która matka zasłoniłaby się ciałem swojego maleńkiego synka? ... albo wiesz co? Nic już nie mów.

Małżeństwo nie odzywało się do siebie przez kolejne kilka dni. Jedyna rozmowa jaką prowadzili to, była to rozmowa z żołnierzem, który przynosił im jedzenie. Można by wnioskować, że trochę się z nim zaprzyjaźnili, ponieważ to on powiedział im o śmierci ich przyjaciół/współpracowników.. Sławek przeżywał to ogromnie, Agnieszka nie wykazywała żadnego zainteresowania.
- Nie mogę uwierzyć, że masz w dupie swoich przyjaciół, dzięki którym przeżyłaś ten rok.

Agnieszka spojrzała wymownie na swojego męża i już nic więcej nie odpowiedziała. Jednakże na Sławka twarzy widać było, że jest bliski wybuchu. Nie mógł pojąć całej tej dziwnej sytuacji, ani tego, że jego własna żona miała przed nim tajemnicę, która doprowadziła go do straty syna. Zastanawiał się czy przez ten czas, wydała się choć jednym małym gestem, ale dobrze wiedział, że nie. Zachowywała się jak gdyby nigdy nic.. Jakby jej dziecku nic nie zagrażało. Jaka matka ma tyle "siły", żeby pozwolić zabić swoje dziecko? Na wiele pytań Sławek nie otrzyma teraz odpowiedzi, a na pewno nie takie, które by chciał usłyszeć....

*****
-Myślę, że nasza para była już wystarczająco długo w odosobnieniu, możemy ich spokojnie wziąć do pracy
-Myślałam, że mają być królikami doświadczalnymi jak ich znajomi?
-Sara i Kamil są dla Ciebie królikami doświadczalnymi, oni będą Twoimi współpracownikami
-I wcale mi się to nie podoba... szepnęła Lidia
-Coś mówiłaś?
-Nie, skąd.. Zastanawiam się tylko.. przecież ten Sławek nie ma żadnego pojęcia o badaniach laboratoryjnych..
-Tak, ale dzięki niemu Agnieszka zrobi co chce. Ma chłopak charakterek.

Jan oddalił się do swoich "apartamentów" a Lidia wróciła do pokoju, który dzieli z Marcinem.
-Nie wyobrażasz sobie co Jan wymyślił tym razem?
-Mhm?
-Sławek i Agnieszka mają być moimi, sorki naszymi pomocnikami, a Kamil i Sara obiektem badań.
-Właśnie.. jeśli o tym mowa.. Rozmawiałem z Kamilem i o wszystkim mu opowiedziałem. Dziś wieczorem spróbujemy wdrożyć nasz stary plan w życie.
-Czy jest jakieś ale?
-Tak..
-No to słucham?
-Musisz tutaj zostać..
-Słucham?
-Żeby nam się udało musi to być jak najbardziej wiarygodne. Musimy udać, że nie miałaś o wszystkim pojęcia..
-Myślisz, że w to uwierzą?
-Nie wiem, ale musimy spróbować..


****
15 lat później

-Idziesz na paradę?
-Nie uważasz, że to wszystko jest takie staro-amerykańskie?
-Co masz na myśli?
-Te wszystkie parady.. Za murami pełno szwendaczy, a my bawimy się jak gdyby nigdy nic.
-Właśnie o ten spokój walczyła moja mama. Myślę, że powinnyśmy iść i uczcić jej poświęcenie..

Dziewczyny chwyciły się za ręce i wyszły na paradę zorganizowaną z okazji 5 lat wolności od szwendaczy, za murami otaczającymi Warszawę. Już nikt z młodego pokolenia nie pamięta Pałacu Kultury, który był ogromnym przełomem w całej walce z zombie. Mało kto również wie, że swoją wolność zawdzięczają dwójce biologów molekularnych, którzy za plecami istniejącej władzy pracowali nad swoją szczepionką.
-Oh o to i ona, piękna Maria. Urodę odziedziczyłaś po Lidii, ale charakter to tylko po Marcinie.
-Marcinie? Kim był Marcin? - zapytała dziewczyna
-Jak to? A Twoja mama nie była w związku z Marcinem? Przecież wrócił po nią do Pałacu?
-Nie wiem kim był Marcin, ale na pewno nie moim ojcem. Mama wspominała, że podczas apokalipsy pracowała z kimś o imieniu Marcin, ale moim ojcem jest Marek.. ale czekaj, jak to wrócił po nią do pałacu?
- Myślę, że powinnaś poznać..
-Kamil! Gdzie się schowałeś? O tutaj jesteś, zostaw córkę Lidii i choć na paradę. Nie zanudzał Cię kochanie?
-Nie, ciociu Saro. Właśnie próbował opowiedzieć mi historię mojej mamy..
-Przed jej zaginięciem?
-Tak, Saro.. czy możemy umówić się wieczorem u mnie w mieszkaniu i opowiecie mi całą historię?
-Tak, będziemy po 20.

Rodzeństwo oddaliło się czym prędzej. Sara chwyciła brata pod rękę i szybko zniknęli w tłumie ludzi.
-Bracie, nie wiem czy to dobry pomysł.. obiecałeś coś Lidii.. i zapomniałeś się o Marcinie.. Lidia specjalnie chciała go wymazać z pamięci tłumu..
-Myślisz, że jeszcze wróci?
-Myślę, że oboje jeszcze wrócą.
-Marcin i Lidia?
-Myślę, że wciąż żyją i próbują to wszystko naprawić..

piątek, 3 kwietnia 2015

Spotkanie

Czasem gdy potrzebuję odpocząć wjeżdżam bez pozwolenia na 30 piętro Pałacu Kultury i patrzę na umarłe miasto. Niestety.. Wszystko co kiedyś związane było z szybko żyjącą Warszawą nagle staje się bez znaczenia. Obecnie życie zwolniło ponad 200%. Wszyscy  ludzie, których mogę obserwować na placu czy ulicach nigdzie się nie śpieszą, nic na nich nie czeka. Jedyne co ich interesuje to smaczne żywe mięso. Najlepiej jeszcze jakby nie trzeba było dzielić się z innymi swoją zdobyczą. Z Marcinem jest coraz lepiej, nie torturują go już. Pomaga mi jak tylko może podczas badań. Ostatnio próbowaliśmy wyizolować DNA z przypadkowych komórek szwendaczy. Niestety w obecnych warunkach, czyli bez rękawiczek i świeżych odczynników jest to prawie nie możliwe. Nawet jeśli uda się izolacja to sprawdzenie na żelu agarozowym jest prawie nie możliwe. W obecnych warunkach całe DNA gdzieś mi ucieka i nie mam szans zobaczenia prążków, nawet kiedy profesor sprowadził mi maszynę z UV. Najgorsze jest to, że on też ma doświadczenie w amplifikacji i wie jak ważne są pewne zasady, ale ciągle uważa, że to ja robię coś nie tak. 
Z najważniejszych spraw to mama nadal się nie przemieniła. Niestety nie możemy jej dłużej trzymać w pokoju. Jednakże jest ważnym materiałem badawczym dlatego musimy wymyślić jak ją "przechować". Nie mogę uwierzyć, że w ogóle tak myślę.. Mama najlepszym materiałem badawczym. Minęło zbyt wiele dni, żeby pobrać nową próbkę krwi, teraz już jest po prostu za późno. 

Wracając do moich podróży na 30 piętro. Muszę to robić nad ranem, bo wieczorem nie ma szans żeby kogokolwiek zobaczyć. Od miesiąca pojawiają się przymrozki. Powietrze z samego rana jest bardzo rześkie, a do tego wszędzie otacza nas mgła. Oczywiście wtedy nie ma szans na obserwacje Warszawy. Pamiętam, jak na wycieczkach najgorszą rzeczą była mgła, która nie pozwalała na obserwacje ludzi małych jak mróweczki. Jednak kiedy dopisuje pogoda staram się dokładnie obejrzeć każdy kawałek świata na dole z każdej możliwej lunety. Mam nadzieję, że zobaczę kogoś normalnego i w jakiś sposób odwrócę ich uwagę. Nikt nowy nie może tutaj przybyć. Komunikat brzmiał jak brzmiał, ale ludzie będą tutaj służyć jako króliki doświadczalne. Profesor uważa, że nowi ludzie umożliwią jakiś postęp w badaniach, ale to naprawdę nie ma sensu. Powinien poszukać jakiegoś wirusologa, a nie biologa molekularnego. Skoro dobrze wiemy, że wirus rozprzestrzenił się drogą powietrzną. Cholera jasna, nie ma ratunku dla naszego świata. 

-Wybaczysz mi kiedyś? 
-Kochanie, przecież to nie Twoja wina.. To ja rozpyliłem to cholerstwo.
-Mówię o tych torturach..
Marcin spojrzał na mnie, westchnął i mocno mnie przytulił. Pocałunek w czoło spowodował, że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. Zawsze tak reaguje na przyjemny dotyk. Ku mojemu zdziwieniu Marcin zaczął szeptać do mojego lewego ucha:
-Musimy się stąd wydostać. Wczoraj udało mi się zaobserwować gdzie trzymają sprzęt, którym nas tutaj sprowadzili z dołu. Nie jest zabezpieczony kluczem, ze względu na ich warty przy drzwiach. Musimy uciec. Praca nad tym w takich warunkach nie ma sensu.. dobrze o tym wiesz. Musimy dostać się do lepszego miejsca, a może gdzieś już ktoś pracuje nad możliwym lekiem. 

Spojrzałam mu głęboko w oczy i pokiwałam głową. Miał rację.. Nie możemy tutaj dłużej zostać. 
Kilka dni zajęło nam opracowywanie planu ucieczki. Najważniejszą rzeczą dla mnie było pochowanie mojej mamy. Nie mogę im jej zostawić. Zebrałam kilka próbek, które mogły mi się przydać i włożyłam do plecaka. Cztery dni zajęło mi błaganie profesora, żeby pochować mamę na cmentarzu. Ale się udało. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Następnego wieczora podczas kolacji kiedy wszyscy są w jednym miejscu (oprócz warty oczywiście) miałam wymknąć się do toalety a tak naprawdę powędrować do schowka, w którym jest lina z pistoletem, który umożliwi nam ucieczkę. W tym czasie Marcin miał udawać jak gdyby nigdy nic. Nasza ucieczka powinna odbyć się po północy, kiedy profesor i jego świta smacznie spali. Przestali nas pilnować kilka tygodni temu, dzięki naszemu dobremu sprawowaniu jak skomentował to profesor. Wszystko było dopracowane, tylko jedna mała kwestia.. 



-Lidio Kochanie, mamy gości. Na dole czeka na Ciebie młode rodzeństwo. Usłyszeli Twoje ogłoszenie, w którym zapewniałaś, że jest tutaj tak bezpiecznie. Oczywiście ja wiem, że szukamy królików doświadczalnych, ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Zadecydowałem, że sama ich przywitasz.
-Jesteś najgorszym sk*** jakiego znam.
-To mało ich znasz w takim razie.

Założyłam swój "wyjściowy" fartuch, który miał przedstawić mnie jako czystą, schludną panią biolog, która panuje nad sytuacją. Chciałam się odpowiednio przygotować na to spotkanie, dlatego najpierw wyjrzałam z za kolumny, w jakim wieku jest rodzeństwo.
-Nie, tylko nie to.. 



Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na dole stał Kamil z Sarą i jak gdyby nigdy nic wymachiwali do mnie moim własnym dziennikiem. Cholera jasna.. cały plan umarł.. nie uda nam się wydostać tutaj w czwórkę, a na pewno nie w taki sposób jak to sobie zaplanowaliśmy... 


********

Jakiś czas wcześniej.

Odkrycie małżeństwa, które prawdopodobnie popełniło samobójstwo i nie udane morderstwo ich dziecka wpłynęło na rodzeństwo bardzo mocno. Przez kilka dni Sara nie potrafiła się otrząsnąć. Wciąż miała do siebie pretensję, że jakoś nie zareagowali. Mogli wyjść im na przeciw i powiedzieć, że tutaj się ukrywają i mogą podzielić się swoimi znalezionymi fantami. Nie zrobili tego.. Dlaczego? Bali się o własne życie? A może nie chcieli się dzielić swoimi rzeczami? Wiedziała, że teraz to już bez sensu. Musieli jednak coś zrobić bo smród rozkładających się zwłok przyciągał szwendaczy. Coraz częściej musieli wychodzić na rutynowe kontrole, żeby sprawdzić cały blok. 
-Kamil.. chyba już pora, nie sądzisz? 
-Ale na co?
-Na przejście tych kilku metrów i spotkanie się z Lidią i Marcinem. Oni tam są. Jesteśmy już tak blisko. 
-Wiem, masz racje.. Jesteśmy tak blisko, ale nie potrafię się przemóc, żeby zrobić krok do przodu. A jeśli to podstęp? 
-Przestań, przecież to Lidia.
-Ale to ona stoi za stworzeniem tego ustrojstwa. 
-Chodźmy. 

Dziewczyna chwyciła plecak, drugi podała bratu. Kiedy wychodziła obejrzała się, żeby spojrzeć na mieszkanie, które dało im schronienie. Ruszyli przed siebie. Starali się omijać wszystkie możliwe wejścia do metra. Nadal było słychać, że są tam uwięzieni szwendacze. Ich charczenie i sapanie odbijało się echem od tunelu i wychodziło ze zdwojoną siłą na zewnątrz. Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło ich od Pałacu. Ku ich zdziwieniu na głównych drzwiach, gdzie kiedyś mieściła się Kinoteka teraz widniało prześcieradło z napisem, że jest to miejsce bezpieczne. W drzwiach zamontowany był prostokątny otwór ze szkła, przez który jak się domyślali ludzie patrzyli czy coś złego się do nich nie zbliża. Kiedy weszli po kilku schodkach drzwi się otworzyły i do środka zaprosił ich mężczyzna około 30 lat, ubrany na czarno z bronią w ręku.
-Wchodźcie!
-Jesteście ugryzieni? - zapytał drugi
-Nie, nikt nas nie ugryzł.
Szybko wepchnęli ich do środka. Nie wiedzieć czemu w środku paliło się światło i ewidentnie cały mechanizm grzewczy spełniał swoje obowiązki.
-Zaraz przyjdzie do was profesor Jan i objaśni wszystkie obowiązujące tu zasady. 
-Ten profesor Jan?- szepnęła w stronę Kamila Sara
-Cś... - odpowiedział Kamil
Reszta procedur potoczyła się w mgnieniu oka. Profesor przedstawił to miejsce jako bezpieczne sanktuarium, do którego bardzo mało osób dociera ze względu na obawę, że nikt tutaj nie przeżył. Wyjaśnił, że wcześniej używali specjalnych urządzeń do wprowadzania ludzi na najwyższe piętro. Jednakże udało im się oczyścić budynek i teraz cały jest bezpieczny. Po chwili zaproponował, że zapozna nas ze swoim najlepszym biologiem molekularnym. 
Czekali kilka chwil. Spojrzeli na górę schodów i zobaczyli Lidię. Kobieta była przerażona. W jej oczach można było zauważyć łzy. 
-Witam, miło mi was poznać nazywam się Lidia i jesteście w bezpiecznym miejscu. 
Kiedy Sara chciała jej przypomnieć, że przecież się znają..
-Ale Lidio..
Kobieta nieznacznie poruszyła głową w geście niezgody.
-Na razie musicie odpocząć, później opowiecie mi swoją historię. Wracam do badań. Chłopcy zajmijcie się naszymi gośćmi. 

Kobieta odwróciła się i natychmiast podążyła na piętro. Musiała znaleźć Marcina. Po drodze powstrzymywała łzy. Czym prędzej musiała powiedzieć mu co się stało. Weszła do ich wspólnego pokoju. 
-Marcin..
-Tak?
-Kamil i Sara są tutaj. Nie możemy teraz uciec..
Mężczyzna spojrzał na nią, westchnął i pokiwał głową. Muszą wszystko wymyślić od nowa...