Czasem gdy potrzebuję odpocząć wjeżdżam bez pozwolenia na 30 piętro Pałacu Kultury i patrzę na umarłe miasto. Niestety.. Wszystko co kiedyś związane było z szybko żyjącą Warszawą nagle staje się bez znaczenia. Obecnie życie zwolniło ponad 200%. Wszyscy ludzie, których mogę obserwować na placu czy ulicach nigdzie się nie śpieszą, nic na nich nie czeka. Jedyne co ich interesuje to smaczne żywe mięso. Najlepiej jeszcze jakby nie trzeba było dzielić się z innymi swoją zdobyczą. Z Marcinem jest coraz lepiej, nie torturują go już. Pomaga mi jak tylko może podczas badań. Ostatnio próbowaliśmy wyizolować DNA z przypadkowych komórek szwendaczy. Niestety w obecnych warunkach, czyli bez rękawiczek i świeżych odczynników jest to prawie nie możliwe. Nawet jeśli uda się izolacja to sprawdzenie na żelu agarozowym jest prawie nie możliwe. W obecnych warunkach całe DNA gdzieś mi ucieka i nie mam szans zobaczenia prążków, nawet kiedy profesor sprowadził mi maszynę z UV. Najgorsze jest to, że on też ma doświadczenie w amplifikacji i wie jak ważne są pewne zasady, ale ciągle uważa, że to ja robię coś nie tak.
Z najważniejszych spraw to mama nadal się nie przemieniła. Niestety nie możemy jej dłużej trzymać w pokoju. Jednakże jest ważnym materiałem badawczym dlatego musimy wymyślić jak ją "przechować". Nie mogę uwierzyć, że w ogóle tak myślę.. Mama najlepszym materiałem badawczym. Minęło zbyt wiele dni, żeby pobrać nową próbkę krwi, teraz już jest po prostu za późno.
Wracając do moich podróży na 30 piętro. Muszę to robić nad ranem, bo wieczorem nie ma szans żeby kogokolwiek zobaczyć. Od miesiąca pojawiają się przymrozki. Powietrze z samego rana jest bardzo rześkie, a do tego wszędzie otacza nas mgła. Oczywiście wtedy nie ma szans na obserwacje Warszawy. Pamiętam, jak na wycieczkach najgorszą rzeczą była mgła, która nie pozwalała na obserwacje ludzi małych jak mróweczki. Jednak kiedy dopisuje pogoda staram się dokładnie obejrzeć każdy kawałek świata na dole z każdej możliwej lunety. Mam nadzieję, że zobaczę kogoś normalnego i w jakiś sposób odwrócę ich uwagę. Nikt nowy nie może tutaj przybyć. Komunikat brzmiał jak brzmiał, ale ludzie będą tutaj służyć jako króliki doświadczalne. Profesor uważa, że nowi ludzie umożliwią jakiś postęp w badaniach, ale to naprawdę nie ma sensu. Powinien poszukać jakiegoś wirusologa, a nie biologa molekularnego. Skoro dobrze wiemy, że wirus rozprzestrzenił się drogą powietrzną. Cholera jasna, nie ma ratunku dla naszego świata.
-Wybaczysz mi kiedyś?
-Kochanie, przecież to nie Twoja wina.. To ja rozpyliłem to cholerstwo.
-Mówię o tych torturach..
Marcin spojrzał na mnie, westchnął i mocno mnie przytulił. Pocałunek w czoło spowodował, że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. Zawsze tak reaguje na przyjemny dotyk. Ku mojemu zdziwieniu Marcin zaczął szeptać do mojego lewego ucha:
-Musimy się stąd wydostać. Wczoraj udało mi się zaobserwować gdzie trzymają sprzęt, którym nas tutaj sprowadzili z dołu. Nie jest zabezpieczony kluczem, ze względu na ich warty przy drzwiach. Musimy uciec. Praca nad tym w takich warunkach nie ma sensu.. dobrze o tym wiesz. Musimy dostać się do lepszego miejsca, a może gdzieś już ktoś pracuje nad możliwym lekiem.
Spojrzałam mu głęboko w oczy i pokiwałam głową. Miał rację.. Nie możemy tutaj dłużej zostać.
Kilka dni zajęło nam opracowywanie planu ucieczki. Najważniejszą rzeczą dla mnie było pochowanie mojej mamy. Nie mogę im jej zostawić. Zebrałam kilka próbek, które mogły mi się przydać i włożyłam do plecaka. Cztery dni zajęło mi błaganie profesora, żeby pochować mamę na cmentarzu. Ale się udało. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Następnego wieczora podczas kolacji kiedy wszyscy są w jednym miejscu (oprócz warty oczywiście) miałam wymknąć się do toalety a tak naprawdę powędrować do schowka, w którym jest lina z pistoletem, który umożliwi nam ucieczkę. W tym czasie Marcin miał udawać jak gdyby nigdy nic. Nasza ucieczka powinna odbyć się po północy, kiedy profesor i jego świta smacznie spali. Przestali nas pilnować kilka tygodni temu, dzięki naszemu dobremu sprawowaniu jak skomentował to profesor. Wszystko było dopracowane, tylko jedna mała kwestia..
-Lidio Kochanie, mamy gości. Na dole czeka na Ciebie młode rodzeństwo. Usłyszeli Twoje ogłoszenie, w którym zapewniałaś, że jest tutaj tak bezpiecznie. Oczywiście ja wiem, że szukamy królików doświadczalnych, ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Zadecydowałem, że sama ich przywitasz.
-Jesteś najgorszym sk*** jakiego znam.
-To mało ich znasz w takim razie.
Założyłam swój "wyjściowy" fartuch, który miał przedstawić mnie jako czystą, schludną panią biolog, która panuje nad sytuacją. Chciałam się odpowiednio przygotować na to spotkanie, dlatego najpierw wyjrzałam z za kolumny, w jakim wieku jest rodzeństwo.
-Nie, tylko nie to..
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na dole stał Kamil z Sarą i jak gdyby nigdy nic wymachiwali do mnie moim własnym dziennikiem. Cholera jasna.. cały plan umarł.. nie uda nam się wydostać tutaj w czwórkę, a na pewno nie w taki sposób jak to sobie zaplanowaliśmy...
********
Jakiś czas wcześniej.
Odkrycie małżeństwa, które prawdopodobnie popełniło samobójstwo i nie udane morderstwo ich dziecka wpłynęło na rodzeństwo bardzo mocno. Przez kilka dni Sara nie potrafiła się otrząsnąć. Wciąż miała do siebie pretensję, że jakoś nie zareagowali. Mogli wyjść im na przeciw i powiedzieć, że tutaj się ukrywają i mogą podzielić się swoimi znalezionymi fantami. Nie zrobili tego.. Dlaczego? Bali się o własne życie? A może nie chcieli się dzielić swoimi rzeczami? Wiedziała, że teraz to już bez sensu. Musieli jednak coś zrobić bo smród rozkładających się zwłok przyciągał szwendaczy. Coraz częściej musieli wychodzić na rutynowe kontrole, żeby sprawdzić cały blok.
-Kamil.. chyba już pora, nie sądzisz?
-Ale na co?
-Na przejście tych kilku metrów i spotkanie się z Lidią i Marcinem. Oni tam są. Jesteśmy już tak blisko.
-Wiem, masz racje.. Jesteśmy tak blisko, ale nie potrafię się przemóc, żeby zrobić krok do przodu. A jeśli to podstęp?
-Przestań, przecież to Lidia.
-Ale to ona stoi za stworzeniem tego ustrojstwa.
-Chodźmy.
Dziewczyna chwyciła plecak, drugi podała bratu. Kiedy wychodziła obejrzała się, żeby spojrzeć na mieszkanie, które dało im schronienie. Ruszyli przed siebie. Starali się omijać wszystkie możliwe wejścia do metra. Nadal było słychać, że są tam uwięzieni szwendacze. Ich charczenie i sapanie odbijało się echem od tunelu i wychodziło ze zdwojoną siłą na zewnątrz. Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło ich od Pałacu. Ku ich zdziwieniu na głównych drzwiach, gdzie kiedyś mieściła się Kinoteka teraz widniało prześcieradło z napisem, że jest to miejsce bezpieczne. W drzwiach zamontowany był prostokątny otwór ze szkła, przez który jak się domyślali ludzie patrzyli czy coś złego się do nich nie zbliża. Kiedy weszli po kilku schodkach drzwi się otworzyły i do środka zaprosił ich mężczyzna około 30 lat, ubrany na czarno z bronią w ręku.
-Wchodźcie!
-Jesteście ugryzieni? - zapytał drugi
-Nie, nikt nas nie ugryzł.
Szybko wepchnęli ich do środka. Nie wiedzieć czemu w środku paliło się światło i ewidentnie cały mechanizm grzewczy spełniał swoje obowiązki.
-Zaraz przyjdzie do was profesor Jan i objaśni wszystkie obowiązujące tu zasady.
-Ten profesor Jan?- szepnęła w stronę Kamila Sara
-Cś... - odpowiedział Kamil
Reszta procedur potoczyła się w mgnieniu oka. Profesor przedstawił to miejsce jako bezpieczne sanktuarium, do którego bardzo mało osób dociera ze względu na obawę, że nikt tutaj nie przeżył. Wyjaśnił, że wcześniej używali specjalnych urządzeń do wprowadzania ludzi na najwyższe piętro. Jednakże udało im się oczyścić budynek i teraz cały jest bezpieczny. Po chwili zaproponował, że zapozna nas ze swoim najlepszym biologiem molekularnym.
Czekali kilka chwil. Spojrzeli na górę schodów i zobaczyli Lidię. Kobieta była przerażona. W jej oczach można było zauważyć łzy.
-Witam, miło mi was poznać nazywam się Lidia i jesteście w bezpiecznym miejscu.
Kiedy Sara chciała jej przypomnieć, że przecież się znają..
-Ale Lidio..
Kobieta nieznacznie poruszyła głową w geście niezgody.
-Na razie musicie odpocząć, później opowiecie mi swoją historię. Wracam do badań. Chłopcy zajmijcie się naszymi gośćmi.
Kobieta odwróciła się i natychmiast podążyła na piętro. Musiała znaleźć Marcina. Po drodze powstrzymywała łzy. Czym prędzej musiała powiedzieć mu co się stało. Weszła do ich wspólnego pokoju.
-Marcin..
-Tak?
-Kamil i Sara są tutaj. Nie możemy teraz uciec..
Mężczyzna spojrzał na nią, westchnął i pokiwał głową. Muszą wszystko wymyślić od nowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz