niedziela, 30 sierpnia 2015

Szwendacze nigdy nie śpią

Mam wrażenie że czas podczas apokalipsy płynie wolniej. Po drugie klimat podczas apokalipsy zmienił się. Wcześniej nie było tyle burz co teraz.. a wiecie co jest najgorsze? Burzowa noc.. niby nic, ale nie widzisz nic poza błyskami i czasem podczas tych błysków pojawia się przed Tobą ta paskudna zakrwawiona twarz.. i co tu zrobić? Najlepiej uciekać! Ale z drugiej strony nie raz zdarzyło mi się trafić na drugiego szczerzącego się szwendacza. Po prostu trzeba zadać cios, najlepiej żeby był celny :) 

Nasza podróż nie trwała zbyt długo. Uciekaliśmy z Sochaczewa kilka godzin. Wcześniej zajęłoby nam to nie całą godzinę, niestety czasy się zmieniły.. Drogi zawalone, pełne przewróconych drzew, albo zmasakrowanych ciał. W połowie drogi zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady przedrzeć się samochodem. Postanowiliśmy iść pieszo. Do wyboru było zboczenie z głównej trasy na pola, na których wcześniej rolnicy mięli swoje uprawy, albo iść wśród zmasakrowanych ciał, które wciąż starały się poruszać. Wybraliśmy pola i do dzisiaj się zastanawiam czy to był dobry pomysł. Na początku wydawało się, że najlepszy. Po polach nikt nie chodził, wszystkich szwendaczy mijaliśmy bokiem. Wciąż mam w pamięci jak Ci którzy byli zdolni żeby chodzić powłóczyli nogami wśród opuszczonych samochodów. Nie byliśmy przygotowani do takiej podróży. Było ciepło, mieliśmy na sobie krótkie spodnie, bluzki na krótki rękaw. W moim przypadku niebieskie klapki, a Tomek miał czarne adidasy. Niestety u rodziców w domu nie było nic w co mogłabym się przebrać. Zanim wyjechaliśmy w stronę Warszawy musiałam sprawdzić czy z moją przyjaciółką wszystko w porządku. 

Zajechaliśmy do centrum miasta. Moja ukochana Marlena mieszkała w jednym z najwyższych bloków w moim mieście. Mieszkała na parterze. Wszędzie wokół roiło się od dziwnie chodzących ludzi. Tomek wziął z domu rodziców kilka rzeczy, które jak sądził mogłyby się przydać. Takie jak siekiera, piłka do drewna i kilka innych. Ja zaopatrzyłam się w młotek, miałam nadzieję, że nie będę musiała go użyć. Chwilę zajęło nam zanim dostaliśmy się do mieszkania mojej przyjaciółki. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były uchylone, to nie wróżyło nic dobrego.. Mój narzeczony szedł przodem, ja zanim.. bałam się tego co zobaczę. Tym bardziej, że w pokojach unosił się nieprzyjemny zapach. Tomek wszedł do ostatniego pokoju. Kiedy otworzył drzwi buchnęła w nas para przeraźliwego smrodu. Moja ukochana Marlena leżała na łóżku ze swoim mężem. Nie wiem skąd mięli broń. To teraz jest nie ważne. Oboje leżeli w miłosnym uścisku. 
-Ale.. kto.. kogo.. dlaczego?
-Kochanie, nie każdy ma siłę walczyć z tym wszystkim. Wiem jedynie, że nie potrafiłbym do Ciebie strzelić. To.. nie realne.. 
Oparłam się o ścianę. Nie mogłam na nich patrzeć. Rozkład już się rozpoczął, ale to zapewne dlatego, że jest ciepło. 
-Muszą tu leżeć jakiś czas.. 
-Ale przecież.. nic nie zauważyliśmy wcześniej w Warszawie. Dopiero jak wracaliśmy do rodziców.. po drodze.. Nie mówiłam Ci wcześniej.. ale widziałam mężczyznę w samochodzie, który strasznie szamotał się na przednim siedzeniu, nie mógł odpiąć pasów...
- Wiem.. ja też to widziałem, ale miałem nadzieję, że tylko mi się zdaje..  

Niestety to nie był koniec niespodzianek. Przypomniało mi się, że jak ostatnim razem rozmawiałam z Marleną mówiła, że ma mi coś ważnego do przekazania. Wtedy zrozumiałam o co chodziło.. Na biurku znajdowała się kartka urodzinowa dla małego dziecka. 


Nie wiem czy zajrzysz tutaj do mnie. Chciałabym, żeby tak było. Chciałabym, żeby nikt wcześniej nie zabrał tej kartki. Chciałabym powiedzieć Ci jak bardzo Cię Kocham.. Chciałabym przeprosić Cię za to, że nie daliśmy rady. Chciałam po prosić Cię na chrzestną mojej córki. Nie miałam odwagi jej zabić.. Chciałabym żeby jeszcze żyła, żebyś mogła ją wziąć ze sobą. Chciałabym żebyś mogła ją wychować i dać jej to na co ja nie miałam odwagi. Ma na imię Emilka. 
Kocham Marlena


Następne co pamiętam to zimna ściana, do której przylgnęłam. Mojego narzeczonego, który przytulał mnie do swojej piersi. A potem już tylko krzyk. Nie wiem jak nie mogłam zauważyć tego wcześniej. W kącie stało łóżeczko, z przepiękną pozytywką. Niestety nie ma tutaj dobrego zakończenia. Dziecko umarło z wycieńczenia, z braku pokarmu. Nic nie mogłam dla niej zrobić. 
Niestety nie mogliśmy ich pochować. Musieliśmy ich tak zostawić. Ale dla ich bezpieczeństwa zamknęliśmy mieszkanie na klucz. Zasłoniliśmy okna. Może jak się to wszystko skończy będziemy mogli wrócić i zapewnić im odpowiedni pochówek. 

Podróżując po polach zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy bezbronni. Mamy tylko to co w naszych plecakach, które pożyczyliśmy od Marleny. Szkoda tylko, że miała dużo większy rozmiar buta od mojego. Musiałam podróżować w klapkach. Dobrze, że nie zdecydowałam się na japonki. Wtedy podróż byłaby nie do zniesienia. 

Postanowiliśmy zrobić przerwę w Ożarowie Mazowieckim. Nie wiem jak udało nam się przejść taki ogromny kawałek drogi na pieszo. Jestem z nas dumna. W Ożarowie zawsze był taki duży kościół, chluba miasta można by rzec.
-Może spróbujemy przenocować w kościele? Może jeszcze jacyś księża żyją? 
-Nawet tak nie mów.. 

Widok szwendaczy w sutannach to nie oszukujmy się nawet zabawny widok. To jednak nadal apokalipsa.. Przez swoje długie sutanny i 33 guziki nie było im zbyt wygodnie podróżować po śliskiej podłodze kościoła. Udało nam się wskoczyć na schody, które prowadziły do "balkonu" w nawie. Zapewne to najlepsze miejsce dla kamerzystów podczas ślubów czy komunii, ale to było w dawnych czasach..

*****
Zatrzymaliśmy się w kościele. Musiałem odpocząć. Nic nie mówiłem Oliwii, ale nie miałem siły nieść naszego plecaka. Zbyt dużo jedzenia wzięliśmy z mieszkania Marleny. Nadal mi głupio. To tak jakby ją okraść, ale jak można okraść kogoś kto popełnił samobójstwo? Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudziło mnie rzężenie jak gdyby stary samochód, albo osoba chora na gruźlice. Porównania przednie prawda? Nie miałem siły otworzyć oczu. Poczułem ciepły oddech na moim policzku, otworzyłem oczy. Przemogłem swoje lenistwo. Zobaczyłem Oliwie.. zieloną, z martwymi oczami... 

**
Położyłam się obok mojego przyszłego narzeczonego i bardzo szybko zasnęłam. W nocy obudził mnie przeraźliwy głód. Zjadłam jedną z puszek, które zabraliśmy z mieszkania mojej przyjaciółki. Ponieważ zbliżał się wschód słońca, postanowiłam wyjść trochę na zewnątrz. Zorientować się jak zachowują się szwendacze. Czy jest możliwe, że one też śpią w nocy? Następne co pamiętam to powrót do naszego legowiska i zdziwiony wzrok Tomka, kiedy chciałam go pocałować w policzek. Następne co pamiętam to uderzenie czymś ciężkim w tył głowy. Jeju! Jak to strasznie bolało... 

***
Nie wierzę w to co widzę. Moja przyszła żona jako szwendacz.. Jak to jest możliwe? Ja.. nic nie rozumiem..

** 
Dlaczego on mnie nie rozumie? Przecież mówię do niego! A tak na poważnie to nawet jestem zła, jak można walić w głowę swoją przyszłą narzeczoną. Patrzy na mnie! Patrzy i tak jakby nie wierzył w to co widzi. Co jest?
Spojrzałam na swoje dłonie... wtedy zrozumiałam.. zamieniłam się.. ale. jak? ale kiedy? Czy to nie powinno być tak, że nie powinnam myśleć? Czy nie powinnam być bezmózgim szwendaczem? Dla którego najważniejsze jest jedzenie ludzkiego mięsa? Ja.. ja nic nie rozumiem..
-Tomku.. ja nic nie rozumiem, dlaczego ja? ja nie wiem.. co ja mam zrobić? 

*** 
Mam wrażenie, że moja narzeczona zamieniła się w bardziej rozumnego szwendacza. Właśnie patrzy na swoje dłonie. Ten błysk w martwym oku.. Tak.. zauważyła, że się zmieniła. Posmutniała. Patrzy na mnie. Próbuje coś mówić.. ale to tylko charczenie.. 
-Nie rozumiem Cię kochanie.. chciałabym.. ale nic nie rozumiem. Tylko charczysz.. Potrafisz pisać? 

** 
Zapytał czy potrafię pisać.. Pokiwałam głową.. Chyba tak.. Ale nie wiem.. Boże co się ze mną stało? Dlaczego nie gryzę tak jak inne szwendacze? 

***
Pokiwała głową. Ciekawe.. mam nadzieję, że nadal potrafi pisać. Podałem jej kartkę i długopis. Wstrzymałem oddech. Kiedy myślałem że już się poddała, że nie potrafi niczego napisać.. spojrzała na mnie i narysowała pokraczne serce.. 
-Ja Ciebie też Kocham Kochanie.. Spróbuj coś napisać.. Daj mi znak, że nadal tam jesteś.. 

Kolejne minuty to najdłuższe minuty mojego życia. Najpierw miała problem żeby odpowiednio trzymać długopis, ale wiecie co? Udało jej się.. Napisała.. dwa proste słowa

 to ja


**
Udało mi się! Udało! Napisałam, że to ja! Jak cudownie! Tylko co teraz?

***
-Kochanie co teraz? Nie mam pewności, że mnie nie ugryziesz w trakcie.. Musimy iść do Warszawy, może tam będzie ratunek. Zwiąże Ci ręce dobrze? 
Zacharczała i pokiwała głową. Chwilę później z jej prawego oka spłynęła piękna słona łza. 
-Kocham Cię! Przezwyciężymy to! 

**
I dzięki temu zdarzeniu musieliśmy znaleźć się w Warszawie dużo wcześniej niż było to w planach. Skierowaliśmy się do Pałacu. Tam ktoś przecież musi znać odpowiedź.. prawda? 


****
Uważajcie na szwendaczy! 
Szwendacze nigdy nie śpią! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz