niedziela, 17 sierpnia 2014

Błysk, Grzmot..

Po ugryzieniu przez małą istotkę Kaśki nie udało się uratować. Chciałam utrzymać ją jak najdłużej przy życiu. Po kilku minutach straciła przytomność. Kiedy się obudziła, była już szwendaczem. Mogliśmy zostawić ją przy życiu, żeby na niej pracować. Nawet tego chciała, ale nie mogłabym pracować na swojej bliskiej koleżance z pracy. Pracy już nie ma. Świata już nie ma. Są tylko okropne szwendacze. 
**
-Agnieszko?
-Tak?
-Musimy coś zrobić z Kasią. Nie możemy jej tutaj trzymać. Wiem, że wbiliśmy jej nóż w skroń, już się nie obudzi, ale mimo to, trzymanie jej w kostnicy jest bez sensu. Z drugiej strony, nie  wyobrażam sobie "wypuszczenia" jej do innych szwendaczy. One na naszych oczach by ją zjadły.
-Tak masz racje. Musimy ją pochować. Na dziedzińcu, wykopmy grób i tam ją pochowamy. Musimy zachować choć trochę człowieczeństwa.
-Dobrze, zaraz z chłopakami wykopiemy dół. Jak się trzymasz? 
-Kochanie.. straciłam bliską mi osobę.. Jak mogę się czuć? Mam wrażenie, że to wszystko moja wina. To ja się uparłam, żeby uratować to dziecko. Siedziałam z nią wiele godzin i nic mi nie zrobiła. Dlaczego ugryzła Kasię? 
-Nie wiem.. Wiem tylko, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jesteś nam potrzebna. Dlatego.. zostałaś. 
-Zwołaj zebranie w naszym pokoju. Pora wziąć się do roboty. 

Straciłam całą energię. Jeszcze kilka dni temu byłam pewna, że uda nam się coś zrobić dzięki małej istotce. Myślałam, że uda mi się.. sama nie wiem co. Na pokonanie apokalipsy potrzeba czasu, badań. Nie wiadomo jak długo wytrzymamy.. Niedługo jedzenie z pobliskich sklepów się skończy. Dalsze podróże są całkowicie bez sensu. Nie można narażać ludzi na coś takiego. Grupa jest coraz mniejsza. Dobrze chociaż, że została jeszcze jedna kobieta. 
Dlaczego uznali mnie za swojego przywódcę? Przecież, jestem tak samo wykształcona jak oni. Nie powinnam być przywódcą. Nie mogę dowodzić. Jestem wrakiem człowieka.. Nie mogę..

-Witajcie Kochani.. Została nas mała grupa. Każde z nas uciekło przed śmiercią. Straciliśmy Kasię. Musimy ją należycie pochować. Musimy zrobić to jeszcze dziś przed zmrokiem. 
-Wszyscy tego chcemy Kochanie. Razem z Tomkiem i Mariuszem weźmiemy łopaty z piwnicy i wykopiemy odpowiedni grób. Będziemy się nawzajem pilnować i odciągać grupę szwendaczy. Ostatnio jest ich mniej na dziedzińcu, ale wszystko może zwrócić ich uwagę.
-Dziękuję wam. Kolejna sprawa.. Co mamy zrobić z małą istotką? Zostawiliśmy ją w lodówce numer 5. W tej, w której wcześniej był mały szwendacz, który zaatakował Mariusza.
-Mały skurczybyk- odparł Mariusz 
-Tak jak mówiłam. Nikt do niej nie zaglądał od śmierci Kasi. Utrzymujemy ją przy życiu? Czy pozbywamy tak jak innych?
-Z jednej strony łatwiej byłoby nam ją badać, bo ona zaraziła się tym od własnej matki. Przeżyła ciąże. Nadal pobierała składniki. Ma wykształcone serce, płuca, a nawet surfaktant. Mimo porodu była w lekkiej śpiączce i niestety obudziła się w złym momencie, szczególnie dla Kasi. Niestety nigdy nie dowiemy się, co wydarzyło się tam na dole..
-A kamery?
-Co?
-Czy w kostnicach macie kamery?
-Oczywiście, że mamy tylko, że jakbyś nie zauważył takie rzeczy od dawna nie działają. Zapasowe zasilanie nie wystarczy na długo, a wtedy będziemy żyć w całkowitej ciemności.
-Fakt, cholera nie mogę się przyzwyczaić, że takie udogodnienia już dawno nie działają.. 

Rozmowa toczyła się dalej. Każdy wypowiedział swoje zdanie na temat małej istotki. Nikt nie był pewny swoich poglądów. Przecież to małe dziecko.. Inaczej patrzysz na szwendacza, który jest dzieckiem.. Ciężej jest go zabić.. unieszkodliwić.

-Dobrze, sprawę małej istotki dokończymy potem. Teraz chciałabym powiedzieć wam coś bardzo ważnego
-Słuchamy..
-Kochanie?
-Daj mi skończyć.. 

Sławek patrzył na mnie wzrokiem pełnym dumy z jednej strony, a  z drugiej widziałam jak bardzo jest udręczony. Jak sytuacja go przerasta. 

-Chciałabym, przestać być waszym przywódcą. Wiem, że nigdy nie dostałam takiego odznaczenia od was, ale tak się czuję. Nie potrafię nam pomóc. Obecnie czuje, że mogłabym nam tylko zaszkodzić. Nie mogę wam/ nam pomóc..
-Agnieszko, co Ty wygadujesz! Jesteś najlepszym przywódcą, jakiego mogliśmy mieć. Myślisz, że ja mogłabym być na Twoim miejscu? Już dawno byśmy zginęli, a Ty zawsze masz pomysł. Działasz szybko..
-Też tak uważam, jesteś ogromnie inteligentną kobietą. Wtedy kiedy opowiadałaś historię o kuru, a ja wróciłem cały zakrwawiony, jako jedyna przybiegłaś, żeby opatrzyć moje rany, których nie miałem, ale widziałem w oczach Elki i Kaśki ogromne przerażenie..
-Mariusz.. nie przesadzaj..
-Ale on ma racje. Wszyscy dobrze wiecie, że nie miałem tutaj super funkcji. Byłem zwykłym nosicielem od jednego laboratorium do drugiego. To prawda czegoś się nauczyłem, ale to tylko dzięki Tobie. To Ty uważałaś, że mam talent i kiedy nikt nie patrzył uczyłaś mnie podstaw patologii i przeprowadzania badań.. Jestem Ci za to wdzięczny.

Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Każde z osobna mówiło jak bardzo im zależy na mnie i jak bardzo przyczyniłam się do tego, że żyją.. Ale mój mąż..
-Kochanie.. gdyby nie Ty.. nie byłoby mnie tutaj. Kiedy wybuchła apokalipsa nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Czy jechać do domu czy do Ciebie, czy Franka trzeba odebrać z przedszkola. Nie miałem zielonego pojęcia. Siedziałem w samochodzie i patrzyłem na gryzących się ludzi. Dopiero Twój telefon obudził we mnie bohatera.. Wiedziałem co mam zrobić..

-Chcecie mi powiedzieć, że nadal mam być waszym "przywódcą"? Nie czuję się na siłach.. 
-To może bądźmy wszyscy razem, jako jedna grupa. A jak już dojdziesz do siebie to się zastanowimy. Strata Kaśki to ogromna rzecz, ale może być gorzej.. 

Ela jak zawsze miała racje. Najważniejsze teraz było utrzymanie się przy życiu. Nic więcej nie można zrobić.

-Dobrze.. jak pochowamy Kasię to zaczniemy badania nad małą istotką
-Jesteś pewna?- zapytał Tomek
-Nie.. ale nie mogę siedzieć z założonymi rękami. 

***

Podczas apokalipsy przeprowadzenie pogrzebu wcale nie jest łatwą rzeczą. Ogrodzenie wokół laboratorium już dawno zostało przerwane. Szwendacze przechodziły jak gdyby nic się nie stało. 
-Pochowajmy ją tutaj, blisko lab, myślę, że z najwyższego piętra będzie widać. Nie będzie trzeba wychodzić na zewnątrz.
Sławek razem z Tomkiem kopali dół, do którego za chwilę złożymy ciało Kasi. Mariusz starał się bezgłośnie zabijać szwendaczy, którzy chcieli przeszkodzić w całej uroczystości. Razem z Elą starałyśmy się przygotować mentalnie do tego zdarzenia. 
-Powinnyśmy złożyć z nią coś, ważnego dla niej. Może jej tego brakować.
-Ale co?
-Może stetoskop?
-Myślisz, że obrazi się jak jej damy ten popsuty?
-Myślę, że nie.

Stetoskop z uszkodzoną głowicą włożyłam do kieszeni, żeby wrzucić go do grobu. Jeszcze trzeba było owinąć Kasię w jakieś prześcieradło, żeby nie kłaść jej bez niczego. 
Po kilku chwilach wszystko było przygotowane. 
Jak na zawołanie zerwał się wiatr. Szwendaczy bardzo to denerwowało, nie potrafiły iść pod wiatr.. Co chwila się przewracały, ale to dało nam chwilę do przeżycia odpowiednio tej chwili.. Mój mąż położył Kasię w grobie i już po chwili zaczęli ją zakopywać. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że miałam włożyć stetoskop. Nie mogłam powstrzymać łez.. Podczas apokalipsy śmierć bliskiej osoby to dopiero początek.. 
Na niebie pojawiało się coraz więcej chmur. Zaczynało kropić. Chłopcy szybciej zakopywali grób. Pozostało jeszcze wbicie krzyża, niech bóg ma ją w opiece. Bóg? On by na to nie pozwolił. 

-To już chyba wszystko, wracajmy do środka.

Sławek przytulił mnie mocno i ruszyliśmy do laboratorium. Po drodze zabijając kilka upartych szwendaczy. Jak gdyby nigdy nic. Kiedy weszliśmy do laboratorium już porządnie padało. Nagle usłyszeliśmy grzmot. Okropny grzmot. Zatrzęsła się ziemia.. Przez okna widzieliśmy przeraźliwe błyskawice. Na przemian różowe, niebieskie, białe.. Jesteśmy bezpieczny prawda? Przecież nic nie może się stać. 
Poszłam do naszego centrum dowodzenia, wcześniej zostawiłam tam śpiącego Franka. 
Moje serce zaczęło bić szybciej. Nie było go na łóżeczku..
-Franek! Gdzie jesteś? Franek!
-Kochanie co się stało?
-Nie ma go.. Nie ma Franka
Zalewałam się łzami. Serce waliło mi jak oszalałe. Nigdzie nie było mojego synka. Nigdzie.. 
Błysk
Grzmot
-Spokojnie, przecież nic mu się nie stało. Może poszedł do łazienki
Błysk
Grzmot
Ciemność. Padło zasilanie..

-F R A N E K ! 


********
  :* dla was drodzy czytelnicy :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Mama


-Czy domyślacie się gdzie jesteście?

-Nie bardzo, bo mam worek na twarzy!
-Lidia, jak zawsze bardzo drapieżna, a może Ty Marcin?
-Skąd znasz nasze imiona?!
-Chłopcy, proszę zdejmijcie naszym przyjaciołom worki.
Najgorsze uczucie jakiego można doświadczyć to przebywanie w ciemnym nieprzepuszczającym światła worku, a następnie zdjęcie go, co skutkuje dotarciem światła do oczu z każdej strony... Ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Znajdowaliśmy się tak jakby na balkonie, z drucianą siatką przy balustradzie, było wietrznie..
-Cholera czy to Pałac Kultury?
-Ależ panienka bystra, nie spodziewałem się.
-Grzeczniej proszę!
-Marcin uspokój się, wszystko ok.
-Zdobywacie dodatkowe punkty za przebiegłość, a teraz chyba pora żebym przedstawił wam osobę, która jest głównie odpowiedzialna za całe to uprowadzenie.
Wtedy na taras widokowy wszedł profesor JAN.


Wyglądał dużo gorzej niż go zapamiętałam. Zawsze miał nienagannie uprasowany garnitur, krawat w różnych odcieniach granatu i błyszczące czarne pantofle. Jednakże podczas apokalipsy jego strój zmienił się diametralnie. Spodnie od garnituru zastąpił sztruksowymi spodniami, koszula zmieniła się w zwykłą koszulkę polo, bez marynarki, bez krawata, bez pantofli. Profesor Jan jakiego nigdy nie było mi okazji spotkać. Mimo wszystko wyglądał bardzo świeżo i co od razu zwróciło moją uwagę, miał krótko przystrzyżoną brodę, której nigdy wcześniej nie zapuszczał. Zbliżał się do nas bardzo powoli, jak gdyby miał problem z robieniem choćby najmniejszego kroku. 
-Myślę, że nie spodziewaliście się mnie, ani całej tej akcji z porwaniem?
-Muszę przyznać, że wszystko stało się tak szybko, że  nawet nie zdążyłam wziąć Cię pod uwagę
-Nie pamiętam, żebyśmy przechodzili na TY. Grzeczniej proszę panno Lidio. 
-Chyba nie uważasz, że będziemy zwracali się do Ciebie per pan po tym wszystkim co zrobiłeś?
-Marcin, Marcin, Marcin, jak zwykle.. pełen odwagi, uczucia. Każdy dobrze wiedział, że miałeś ochotę na naszą młodą biolożkę. Widzę, że Ci się udało! 
-Kurwa.. nie Twój interes, w kim pokładam swoje uczucia. Nie powinno Cię to wcale interesować!

Nawet nie wiem kiedy Marcin wstał i kierował się w stronę Jana. Oczywiście wszyscy jego podopieczni byli szybsi i już za chwilę Marcin leżał na podłodze. Ludzie Jana byli wyszkoleni niczym wojskowi. Nawet nie wiem kiedy zaaplikowali Marcinowi usypiająca miksturę. Przez najbliższe dwie godziny, muszę liczyć wyłącznie na siebie. 

-Skoro jesteśmy sami, nie licząc wszystkich moich pracowników, możemy sobie trochę porozmawiać o Twojej roli w całej tej apokalipsie. Muszę przyznać, że gdybyś podała mi wcześniej lepsze argumenty, to może zrezygnowałbym z aplikacji tej szczepionki. 
-Wątpię. Miałeś głęboko w dupie to co mówię. Dla Ciebie liczył się tylko rozgłos. No i co? Masz swój rozgłos. 
-Zamknij się, kiedy do Ciebie mówię! Masz milczeć! Nie po to śledziłem Cię tym pieprzonym czołgiem, żebyś mi teraz odwalała głupoty.
-A więc czołg był Twój?

Wtedy uderzył mnie w twarz po raz pierwszy. Uderzył z całej siły. Tylko dlatego, że zadałam mu pytanie podczas jego monologu. Ile razy było tak wcześniej podczas naszych rozmów w laboratorium. Cholera już wtedy na pewno świerzbiły go ręce, ale się powstrzymywał bo obowiązywało go prawo.

-Jak będziesz grzeczna już nigdy więcej tego nie zrobię. Jesteś zbyt piękna, żeby obijać Ci twarzyczkę. To na czym to ja skończyłem? Ah tak, moi ludzie śledzili Cię moim cudownym czołgiem, który wziąłem sobie od naszego wojska. Prezydent trochę się przeciwstawiał, ale moi ludzie się nim zajęli.
-Zabiłeś prezydenta?

I znowu to samo.. Tym razem uderzył mnie dużo mocniej.. Cholera! Skąd on bierze siłę na to?

-Kurwa Lidia! Pytania będą później. Nie nauczyli Cię na tych Twoich studiach żeby nie przerywać prowadzącemu.
Wiem, że chciał mnie upokorzyć przy wszystkich i sprowokować do wygłoszenia odpowiedzi, ale tym razem milczałam. Nie chciałam dostać jeszcze raz w obolały policzek.

-Grzeczna dziewczynka. Daj mi skończyć, a potem powiesz co Ci ślina na język przyniesie. Otóż śledziliśmy Cię czołgiem i cholera jasna dobrze się ukrywałaś, albo moi ludzie są idiotami. Dwóch już skończyło swój żywot, przez to, że Cię zgubili. Cholera jasna, dali się wykiwać młodej biolożce. Przecież dobrze wiem, że nie byłaś zbyt zorientowana w terenie, a co dopiero na życiu. Przecież Twoje życie opierało się tylko na tym pieprzonym laboratorium. Żadnego faceta, dziecka, rodziny. Byłaś jedną wielką porażką, ale muszę przyznać, że wiedziałaś całkiem sporo. Wyciągałaś wnioski. Gdyby nie Ty, pewnie nikt nie zrozumiałby co przygotowujemy w laboratoriach. Oczywiście szczepionki miały iść do pewnej grupy osób, która umożliwiłaby mi objęcie rządów w tym kraju. Moja droga, nie rób takich oczu. Prezydent i tak by umarł i tak. Wciąż jako zakładnika mamy jego żonę. Biedna nadal myśli, że jej mężulek żyje. Kiedyś przyjdzie taki moment, że będzie trzeba przekazać jej złe wieści. Tylko wiesz co odkryliśmy? Ah no tak, nie mówisz. Odkryliśmy, że nie ważne jak człowiek zginie i tak zamienia się w to bezmyślne zombie. Coś zrobiliśmy nie tak.. Bo przeniosło się na wszystkich ludzi, nie tylko tych zarażonych. Tylko, że ja wiem czyja to wina. Twój chłopaczek stwierdził, że uda mu się mnie pokonać i zrobił najgorszą głupotę świata. Rozpylił szczepionkę, choć myślał, że to antidotum. Dobrze to może masz jakieś pytania?
-Kilka... 
-Zamieniam się w słuch. 

*****

-Kamil, do cholery co Ty robisz? Dlaczego uciekamy? Dlaczego nie czekamy na Rafała? Nie możemy tak postąpić!
-Proszę, Saro, uwierz mi, że mam powód dla którego nie możemy poczekać na Rafała. 
-Chce to zobaczyć. Nie interesuje mnie to. Pokaż mi to! 
-Co ma Ci pokazać? Gdzie się wybieracie?
-Rafał?

I tyle by było z mojego planu. Moja siostra zbyt długo się opierała.. A teraz jak mam nie wyjawiać mu, że widziałem go podczas robienia sobie dobrze ze szwendaczką? Cholera!

-Rafał, widziałem dość dużą hordę szwendaczy, dlatego musimy stąd uciekać. Miałem nadzieję, że spotkamy Cię po drodze.
-Jasne.. Byłem w pobliskiej aptece i wziąłem kilka potrzebnych rzeczy. Plaster, bandaż, może nam się przydadzą podczas całej podróży.
-Dobrze bracie, to teraz w drogę.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja siostra na sam widok Rafała, dostawała energii i była pełna życia. Cholera! Mam nadzieję, że nie zakochała się w tym facecie. Jak mam jej wytłumaczyć, że z nim coś jest nie tak. Muszę jej pilnować nocami. Możliwe, że podobają mu się tylko szwendaczki, ale na żywą istotkę nie spojrzy. Cholera, a może podniecają go trupy?

******
-Pierwsze pytanie jakie mam dla Ciebie to dlaczego mnie szukasz? Drugie czemu podmieniłeś fiolki i pozwoliłeś Marcinowi rozpylić antidotum, które było szczepionką?, a po trzecie
-Spokój, spokój. Nie zadawaj mi za dużo pytań na raz bo to już nie ten wiek i zapomnę pierwszych trzech.
-Dobrze, najpierw te dwa.
-Sprawa jest dość prosta. Brałaś udział przy powstawaniu tej szczepionki dlatego powinnaś brać udział w szukaniu antidotum, dla całego świata. Wiadomo chciałem uzyskać władzę nad światem, ale nie w taki sposób. Obecnie nie mogę władać nikim. No dobrze, może waszą dwójką, ale z całym szacunkiem nie interesuje mnie to. Drugie pytanie było o fiolki. Wiesz, akurat podsłuchałem rozmowę Marcina i tego pomocnika od wentylatorów. Sprawa jest prosta. Stwierdziłem, że w ten sposób szybciej moja szczepionka dostanie się do ważnych osób w naszym kraju. Markery były nastawione na konkretną grupę krwi, akurat tak się składa, że większość pomocników  prezydenta ma tą samą grupę krwi. Nie wiem czy to był celowy zabieg.. Działania Marcina bardzo by mi pomogły. Choć wiem, że narażałem dużą grupę osób. Tylko nie wiem dlaczego szczepionka zaczęła atakować inne osoby, z inną grupą krwi.
-Trzecie pytanie.. dlaczego Pałac Kultury?
-Oh, to bardzo proste. Jesteśmy na najwyższym piętrze. Zablokowaliśmy windy, a w sumie zrobiło to wojsko przed nami. Wszyscy, którym nie udało się uciec już dawno zamienili się w szwendaczy. Drzwi na samym dole są otwarte, więc każdy mógł tutaj wejść i wyjść. Do nas na taras widokowy można dostać się tylko poprzez liny, którymi dostałaś się Ty ze swoim kochasiem. Wszystko jest odpowiednio zabezpieczone. Po prostu jesteśmy bezpieczni. Na razie szwendacze nie potrafią skakać wyżej niż jak potrafiły ich ciała wcześniej.
-Jak to?
-Prosta sprawa. Szwendacz ma cechy ciała swojego właściciela. Po prostu jak Ty byś stała się szwendaczką umiałabyś skakać tylko na wysokość pół metra. Myślę, też że szwendacze mają cień pozostałości swoich umiejętności. Dlatego niektóre wsiadają do samochodów, choć nie potrafią ich obsłużyć.
-Nigdy czegoś takiego nie widziałam.. 
-Bo dotyczy to tylko kilku szwendaczy. Jestem pewny, że widziałaś tylko nie zwróciłaś uwagi. Dobra jeszcze jakieś pytania?
-Jedno, a w sumie dwa. 
-Dajesz 
-Gdzie mamy pracować i co jeśli odmówię?
-Moi ludzie będą transportować was do tajnego laboratorium, które znajduje się pod Pałacem Prezydenckim. W pobliskim szpitalu jest grupa naukowców, która sama zabarykadowała się w swoim laboratorium i starają się coś wymyślić. Staram się z nimi skontaktować, ale nie chce ich wystraszyć. Dlatego będziesz nam potrzebna. Przed Twoimi badaniami będziesz musiała się zgubić i poudawać, że potrzebujesz ich pomocy, a w odpowiednim momencie my wkroczymy. A jeśli chodzi o Twoją odmowę, to raczej nie wchodzi w grę. Zapomniałem Ci przedstawić kogoś..
Nie miałam pojęcia o kim mówi. Byłam pewna, że zaraz wyjdzie Sara, albo Kamil, ale... Ludzie Jana przyprowadzili moją mamę. Kobietę, której nie mieszałam w moje życie naukowe. Każdemu w pracy mówiłam, że moi rodzice umarli.. A tutaj ona? Jak on do niej dotarł..
-Zostaw moją mamę! 
-Zastanów się  czy chcesz odmówić, bo dosłownie przed chwilą podaliśmy jej szczepionkę. Jednakże żeby mieć z Ciebie pożytek trochę ją zmodyfikowałem. Myślę, że masz dwa tygodnie, kiedy nagle wszystkie objawy uderzą. Nie będzie dla Twojej mamy ratunku, jeśli sama go nie stworzysz.. Myślę, że właśnie się dogadaliśmy. Zaczynasz od jutra
-Dobrze, ale nie chce żadnych obcych ludzi. Tylko ja i Marcin. 
-Jak sobie życzysz złotko...


*****
Dziękuję, dziękuję :) Wiem, że posty są rzadziej niż obiecywałam.. Staram się jak mogę :)