niedziela, 3 sierpnia 2014

Mama


-Czy domyślacie się gdzie jesteście?

-Nie bardzo, bo mam worek na twarzy!
-Lidia, jak zawsze bardzo drapieżna, a może Ty Marcin?
-Skąd znasz nasze imiona?!
-Chłopcy, proszę zdejmijcie naszym przyjaciołom worki.
Najgorsze uczucie jakiego można doświadczyć to przebywanie w ciemnym nieprzepuszczającym światła worku, a następnie zdjęcie go, co skutkuje dotarciem światła do oczu z każdej strony... Ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Znajdowaliśmy się tak jakby na balkonie, z drucianą siatką przy balustradzie, było wietrznie..
-Cholera czy to Pałac Kultury?
-Ależ panienka bystra, nie spodziewałem się.
-Grzeczniej proszę!
-Marcin uspokój się, wszystko ok.
-Zdobywacie dodatkowe punkty za przebiegłość, a teraz chyba pora żebym przedstawił wam osobę, która jest głównie odpowiedzialna za całe to uprowadzenie.
Wtedy na taras widokowy wszedł profesor JAN.


Wyglądał dużo gorzej niż go zapamiętałam. Zawsze miał nienagannie uprasowany garnitur, krawat w różnych odcieniach granatu i błyszczące czarne pantofle. Jednakże podczas apokalipsy jego strój zmienił się diametralnie. Spodnie od garnituru zastąpił sztruksowymi spodniami, koszula zmieniła się w zwykłą koszulkę polo, bez marynarki, bez krawata, bez pantofli. Profesor Jan jakiego nigdy nie było mi okazji spotkać. Mimo wszystko wyglądał bardzo świeżo i co od razu zwróciło moją uwagę, miał krótko przystrzyżoną brodę, której nigdy wcześniej nie zapuszczał. Zbliżał się do nas bardzo powoli, jak gdyby miał problem z robieniem choćby najmniejszego kroku. 
-Myślę, że nie spodziewaliście się mnie, ani całej tej akcji z porwaniem?
-Muszę przyznać, że wszystko stało się tak szybko, że  nawet nie zdążyłam wziąć Cię pod uwagę
-Nie pamiętam, żebyśmy przechodzili na TY. Grzeczniej proszę panno Lidio. 
-Chyba nie uważasz, że będziemy zwracali się do Ciebie per pan po tym wszystkim co zrobiłeś?
-Marcin, Marcin, Marcin, jak zwykle.. pełen odwagi, uczucia. Każdy dobrze wiedział, że miałeś ochotę na naszą młodą biolożkę. Widzę, że Ci się udało! 
-Kurwa.. nie Twój interes, w kim pokładam swoje uczucia. Nie powinno Cię to wcale interesować!

Nawet nie wiem kiedy Marcin wstał i kierował się w stronę Jana. Oczywiście wszyscy jego podopieczni byli szybsi i już za chwilę Marcin leżał na podłodze. Ludzie Jana byli wyszkoleni niczym wojskowi. Nawet nie wiem kiedy zaaplikowali Marcinowi usypiająca miksturę. Przez najbliższe dwie godziny, muszę liczyć wyłącznie na siebie. 

-Skoro jesteśmy sami, nie licząc wszystkich moich pracowników, możemy sobie trochę porozmawiać o Twojej roli w całej tej apokalipsie. Muszę przyznać, że gdybyś podała mi wcześniej lepsze argumenty, to może zrezygnowałbym z aplikacji tej szczepionki. 
-Wątpię. Miałeś głęboko w dupie to co mówię. Dla Ciebie liczył się tylko rozgłos. No i co? Masz swój rozgłos. 
-Zamknij się, kiedy do Ciebie mówię! Masz milczeć! Nie po to śledziłem Cię tym pieprzonym czołgiem, żebyś mi teraz odwalała głupoty.
-A więc czołg był Twój?

Wtedy uderzył mnie w twarz po raz pierwszy. Uderzył z całej siły. Tylko dlatego, że zadałam mu pytanie podczas jego monologu. Ile razy było tak wcześniej podczas naszych rozmów w laboratorium. Cholera już wtedy na pewno świerzbiły go ręce, ale się powstrzymywał bo obowiązywało go prawo.

-Jak będziesz grzeczna już nigdy więcej tego nie zrobię. Jesteś zbyt piękna, żeby obijać Ci twarzyczkę. To na czym to ja skończyłem? Ah tak, moi ludzie śledzili Cię moim cudownym czołgiem, który wziąłem sobie od naszego wojska. Prezydent trochę się przeciwstawiał, ale moi ludzie się nim zajęli.
-Zabiłeś prezydenta?

I znowu to samo.. Tym razem uderzył mnie dużo mocniej.. Cholera! Skąd on bierze siłę na to?

-Kurwa Lidia! Pytania będą później. Nie nauczyli Cię na tych Twoich studiach żeby nie przerywać prowadzącemu.
Wiem, że chciał mnie upokorzyć przy wszystkich i sprowokować do wygłoszenia odpowiedzi, ale tym razem milczałam. Nie chciałam dostać jeszcze raz w obolały policzek.

-Grzeczna dziewczynka. Daj mi skończyć, a potem powiesz co Ci ślina na język przyniesie. Otóż śledziliśmy Cię czołgiem i cholera jasna dobrze się ukrywałaś, albo moi ludzie są idiotami. Dwóch już skończyło swój żywot, przez to, że Cię zgubili. Cholera jasna, dali się wykiwać młodej biolożce. Przecież dobrze wiem, że nie byłaś zbyt zorientowana w terenie, a co dopiero na życiu. Przecież Twoje życie opierało się tylko na tym pieprzonym laboratorium. Żadnego faceta, dziecka, rodziny. Byłaś jedną wielką porażką, ale muszę przyznać, że wiedziałaś całkiem sporo. Wyciągałaś wnioski. Gdyby nie Ty, pewnie nikt nie zrozumiałby co przygotowujemy w laboratoriach. Oczywiście szczepionki miały iść do pewnej grupy osób, która umożliwiłaby mi objęcie rządów w tym kraju. Moja droga, nie rób takich oczu. Prezydent i tak by umarł i tak. Wciąż jako zakładnika mamy jego żonę. Biedna nadal myśli, że jej mężulek żyje. Kiedyś przyjdzie taki moment, że będzie trzeba przekazać jej złe wieści. Tylko wiesz co odkryliśmy? Ah no tak, nie mówisz. Odkryliśmy, że nie ważne jak człowiek zginie i tak zamienia się w to bezmyślne zombie. Coś zrobiliśmy nie tak.. Bo przeniosło się na wszystkich ludzi, nie tylko tych zarażonych. Tylko, że ja wiem czyja to wina. Twój chłopaczek stwierdził, że uda mu się mnie pokonać i zrobił najgorszą głupotę świata. Rozpylił szczepionkę, choć myślał, że to antidotum. Dobrze to może masz jakieś pytania?
-Kilka... 
-Zamieniam się w słuch. 

*****

-Kamil, do cholery co Ty robisz? Dlaczego uciekamy? Dlaczego nie czekamy na Rafała? Nie możemy tak postąpić!
-Proszę, Saro, uwierz mi, że mam powód dla którego nie możemy poczekać na Rafała. 
-Chce to zobaczyć. Nie interesuje mnie to. Pokaż mi to! 
-Co ma Ci pokazać? Gdzie się wybieracie?
-Rafał?

I tyle by było z mojego planu. Moja siostra zbyt długo się opierała.. A teraz jak mam nie wyjawiać mu, że widziałem go podczas robienia sobie dobrze ze szwendaczką? Cholera!

-Rafał, widziałem dość dużą hordę szwendaczy, dlatego musimy stąd uciekać. Miałem nadzieję, że spotkamy Cię po drodze.
-Jasne.. Byłem w pobliskiej aptece i wziąłem kilka potrzebnych rzeczy. Plaster, bandaż, może nam się przydadzą podczas całej podróży.
-Dobrze bracie, to teraz w drogę.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja siostra na sam widok Rafała, dostawała energii i była pełna życia. Cholera! Mam nadzieję, że nie zakochała się w tym facecie. Jak mam jej wytłumaczyć, że z nim coś jest nie tak. Muszę jej pilnować nocami. Możliwe, że podobają mu się tylko szwendaczki, ale na żywą istotkę nie spojrzy. Cholera, a może podniecają go trupy?

******
-Pierwsze pytanie jakie mam dla Ciebie to dlaczego mnie szukasz? Drugie czemu podmieniłeś fiolki i pozwoliłeś Marcinowi rozpylić antidotum, które było szczepionką?, a po trzecie
-Spokój, spokój. Nie zadawaj mi za dużo pytań na raz bo to już nie ten wiek i zapomnę pierwszych trzech.
-Dobrze, najpierw te dwa.
-Sprawa jest dość prosta. Brałaś udział przy powstawaniu tej szczepionki dlatego powinnaś brać udział w szukaniu antidotum, dla całego świata. Wiadomo chciałem uzyskać władzę nad światem, ale nie w taki sposób. Obecnie nie mogę władać nikim. No dobrze, może waszą dwójką, ale z całym szacunkiem nie interesuje mnie to. Drugie pytanie było o fiolki. Wiesz, akurat podsłuchałem rozmowę Marcina i tego pomocnika od wentylatorów. Sprawa jest prosta. Stwierdziłem, że w ten sposób szybciej moja szczepionka dostanie się do ważnych osób w naszym kraju. Markery były nastawione na konkretną grupę krwi, akurat tak się składa, że większość pomocników  prezydenta ma tą samą grupę krwi. Nie wiem czy to był celowy zabieg.. Działania Marcina bardzo by mi pomogły. Choć wiem, że narażałem dużą grupę osób. Tylko nie wiem dlaczego szczepionka zaczęła atakować inne osoby, z inną grupą krwi.
-Trzecie pytanie.. dlaczego Pałac Kultury?
-Oh, to bardzo proste. Jesteśmy na najwyższym piętrze. Zablokowaliśmy windy, a w sumie zrobiło to wojsko przed nami. Wszyscy, którym nie udało się uciec już dawno zamienili się w szwendaczy. Drzwi na samym dole są otwarte, więc każdy mógł tutaj wejść i wyjść. Do nas na taras widokowy można dostać się tylko poprzez liny, którymi dostałaś się Ty ze swoim kochasiem. Wszystko jest odpowiednio zabezpieczone. Po prostu jesteśmy bezpieczni. Na razie szwendacze nie potrafią skakać wyżej niż jak potrafiły ich ciała wcześniej.
-Jak to?
-Prosta sprawa. Szwendacz ma cechy ciała swojego właściciela. Po prostu jak Ty byś stała się szwendaczką umiałabyś skakać tylko na wysokość pół metra. Myślę, też że szwendacze mają cień pozostałości swoich umiejętności. Dlatego niektóre wsiadają do samochodów, choć nie potrafią ich obsłużyć.
-Nigdy czegoś takiego nie widziałam.. 
-Bo dotyczy to tylko kilku szwendaczy. Jestem pewny, że widziałaś tylko nie zwróciłaś uwagi. Dobra jeszcze jakieś pytania?
-Jedno, a w sumie dwa. 
-Dajesz 
-Gdzie mamy pracować i co jeśli odmówię?
-Moi ludzie będą transportować was do tajnego laboratorium, które znajduje się pod Pałacem Prezydenckim. W pobliskim szpitalu jest grupa naukowców, która sama zabarykadowała się w swoim laboratorium i starają się coś wymyślić. Staram się z nimi skontaktować, ale nie chce ich wystraszyć. Dlatego będziesz nam potrzebna. Przed Twoimi badaniami będziesz musiała się zgubić i poudawać, że potrzebujesz ich pomocy, a w odpowiednim momencie my wkroczymy. A jeśli chodzi o Twoją odmowę, to raczej nie wchodzi w grę. Zapomniałem Ci przedstawić kogoś..
Nie miałam pojęcia o kim mówi. Byłam pewna, że zaraz wyjdzie Sara, albo Kamil, ale... Ludzie Jana przyprowadzili moją mamę. Kobietę, której nie mieszałam w moje życie naukowe. Każdemu w pracy mówiłam, że moi rodzice umarli.. A tutaj ona? Jak on do niej dotarł..
-Zostaw moją mamę! 
-Zastanów się  czy chcesz odmówić, bo dosłownie przed chwilą podaliśmy jej szczepionkę. Jednakże żeby mieć z Ciebie pożytek trochę ją zmodyfikowałem. Myślę, że masz dwa tygodnie, kiedy nagle wszystkie objawy uderzą. Nie będzie dla Twojej mamy ratunku, jeśli sama go nie stworzysz.. Myślę, że właśnie się dogadaliśmy. Zaczynasz od jutra
-Dobrze, ale nie chce żadnych obcych ludzi. Tylko ja i Marcin. 
-Jak sobie życzysz złotko...


*****
Dziękuję, dziękuję :) Wiem, że posty są rzadziej niż obiecywałam.. Staram się jak mogę :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz