*****
- Agnieszko, Kochanie, czy możesz mi powiedzieć co odkryłaś? Od naszej ostatniej rozmowy mam wrażenie, że minęły tygodnie. Jesteś tak poświęcona pracy, że Twój syn zaczyna mówić mamo do Twoich koleżanek..
-Wiem.. to moja wina, ale tak bardzo chce rozwiązać tą zagadkę.
-Podziel się ze mną tym, co odkryłaś do tej pory, może coś razem wymyślimy. Nie jestem lekarzem, ani naukowcem ale jako Twój mąż mam całkiem dobrą intuicję do tych rzeczy.
-Kiedy przeprowadziliśmy poród na tej ciężarnej szwendaczce, byłam wręcz pewna, że dziecko będzie od urodzenia chore, tzn. będzie małym szwendaczem. Tylko jedno trochę ograniczało tą teorię. Jeśli byłoby zombie, to najprawdopodobniej już dawno zabiłoby matkę od wewnątrz, rozrywając jej wnętrzności. Druga sprawa natomiast jest taka, że matka nie atakowała swojego brzucha. Nieporadnie radziła sobie w obecnym świecie, ale nie zniszczyła swojego ciała, mimo tego, że miała w sobie pasożyta.
-No tak, ale dziecko okazało się całkiem zdrowe..
-Tak, nasza maleńka istota urodziła się zdrowa. Nie mam dobrego sprzętu, ale chciałabym przeprowadzić amplifikację jej genomu, może coś udałoby się dowiedzieć. Najbliższy taki sprzęt jest w centrum miasta.. Takie akcje nie wchodzą w grę. Zbadałam tkanki jej matki i wszystko wskazuje na to, że jej błony płodowe i wszystko pozostałe funkcjonowało najbardziej prawidłowo. Wszystkie narządy zrobiły miejsce dla płodu, część z nich była dobrze zachowana w porównaniu do zwłok mężczyzny. Obecnie mam wrażenie, że ciąża umożliwia zachowanie człowieczeństwa szwendaczom. Możliwe, że instynkt macierzyński pozostał w tej zombiaszczej matce. Dlatego dziecko żyje..
-Boże to jest tak wspaniałe.. Nie mamy tylko pewności, że nagle nie zmieni się w szwendacza?
-Niby tak, ale zauważ, że nikt nie zostaje zombiakiem ot tak sobie. Na razie wiemy tylko o ugryzieniu. Nie mamy pojęcia czy są inne możliwości by się zarazić.
-Racja..
-Chodźmy do wszystkich. Musimy zorganizować grupę po kolejne materiały dla dziecka.
Wychodząc jeszcze raz zajrzała do małej uratowanej istotki. Miała około 7 miesięcy. Dzięki bogu zaczął wydzielać się surfaktant i dziecko mogło samodzielnie oddychać. Ze szpitala klinicznego wzięli inkubator i jak tylko mogli starali się doprowadzić dziecku ciepło.
W pokoju dla pielęgniarek robiło się coraz brudniej. Wszędzie pełno kurzu, którego pozbycie się nie miało sensu. Codziennie otwierano drewniane zasuwy, wszyscy w duchu modlili się, żeby nie nastąpił nigdy ten dzień, kiedy zawiasy nie wytrzymają i będzie trzeba zmienić miejsce ciągłego przebywania.
Zawsze kiedy Agnieszka przekraczała próg, wszyscy się uciszali i czekali na pierwsze jej słowo. Tym razem było tak samo.
-Moi drodzy, jak wiecie nasze maleństwo rozwija się całkiem dobrze. Jedyne co to kończą nam się pieluchy i szpitalne kroplówki dla wcześniaków. Jestem świadoma tego, że w szpitalach mogą być uszkodzone woreczki, dlatego chce spróbować kaszek, mleka wszystkiego dla najmłodszych dzieci. Dlatego prosiłabym, o wyprawę do pobliskiego sklepu po najpotrzebniejsze rzeczy.
Nikt nie wyrażał sprzeciwu, więc już po chwili mogła spokojnie odpocząć i poświęcić czas swojemu małemu synkowi. Potrzebował matki, ale myślami wciąż była przy małej istotce, której trzeba było pomóc.
***
-Saro.. może odpoczniemy w tym bloku? Wydaje się opuszczony, może nikogo nie będzie w środku?
-Jak chcesz.. mi jest wszystko jedno..
Wybraliśmy sobie mieszkanie na piętrze. Kolejna noc z rzędu, w której siedząc na parapecie patrzyłem na ulicę. Poza szwendaczami nie było nikogo. Sara miała mnie zmienić po koło 4 godzinach patrzenia w ciemność.
-Kamil, obudź się..
Lekko szturchnęła mnie w ramię.
-Dobrze, że tym razem nie otworzyłeś okna, bo mogłoby się to skończyć nieciekawie.
-Wybacz moja droga, ale chyba sen jest mi bardziej potrzebny niż myślałem.
Sara przejęła wartę. Wcześniej upewniła się, czy aby na pewno drzwi są dobrze zastawione i czy okno jest zamknięte. Szwendacze poruszają się dość pulsacyjnym ruchem, którego nie da się porównać z normalnym chodem. W pewnym momencie zauważyła migające światełko, które po chwili zgasło.
-Chyba mam zwidy.. przed chwilą szedł tutaj jeszcze jeden szwendacz.. gdzie on jest?
Coś poruszało się w krzakach, ale bez księżyca nie było żadnej możliwości by zlokalizować obiekt. Wpatrywała się bardzo długo w jeden punkt, póki nie zaczęły boleć ją oczy. Dalsza warta minęła spokojnie. Dopiero nad ranem, zauważyła, że z za krzaka, który obserwowała nocą wystają zombiaszcze nogi. Nie budząc Kamila, poszła na zewnątrz sprawdzić co się wydarzyło nocą. Przebiegła ulicę miedzy samochodami i dotarła do krzaka. Za nim ku jej zdziwieniu leżała zombiaszcza kobieta, była naga. Do tego miała ucięte ręce i zakneblowane usta..
-Co jest?
Wpatrywała się w zwłoki dobre kilka minut, kiedy usłyszała kroki za sobą. Obejrzała się i ujrzała normalnego, zdrowego człowieka, typowego nerda z przetłuszczonymi włosami, który rozkładając ręce zarzekał się, że ma pokojowe zamiary. Po dłuższej rozmowie, poprosiła go, żeby poczekał i pobiegła obudzić Kamila. Opowiedziała mu całą historię i już po chwili zaprosili mężczyznę do swojego nowego lokum i poprosili, by opowiedział im swoją historię. Dowiedzieli się, że ma na imię Rafał i był jedynym ocalałym z grupy. Postanowili przejść do drugiego pokoju i na spokojnie zastanowić się czy przyjąć go do swojej grupy.
-Jak myślisz Kamil, możemy mu ufać?
*****
Delegacja wyruszyła po odpowiednie składniki, a ja siedziałam z synem w pokoju dla pielęgniarek. Obok mnie siedział mój mąż, a Kasia pilnowała małej w piwnicy. Niestety zaczynałam traktować małą jak własną córkę. Póki mamy schronienie nie widzę problemu w utrzymaniu jej przy życiu, ale jeśli coś pójdzie nie tak i będziemy musieli zmienić naszą kryjówkę to nie wiem co wtedy zrobimy. Uciszenie dziecka, które nie rozumie, co się do niego mówi nie jest wcale takie proste.
Na zewnątrz słychać było jęki i charczenia szwendaczy. Co jakiś czas, któryś nie zrozumiał, że dochodzi do okna i z całej siły przywalał głową. Niektóre odskakiwały przerażone inne natomiast mocniej uderzały głową. Z drugim typem musieliśmy postępować bardzo szybko, nie mogliśmy dopuścić do wybicia szyb.
-Od wyjścia delegacji minęły już 2 godziny. Nie wydaje Ci się, że to trochę zbyt długo?
-Nie martw się kochanie. Na pewno schodzi im się ze szpitalem. Pamiętaj, że tam nadal są starsi pacjenci.
-Są zombiakami..
-Tak, ale nie z własnej winy..
-Masz rację, na pewno wszystko jest w porządku.
Sławek przytulił swoją ukochaną i gdyby nie odgłosy z zewnątrz, wydawałoby się, że to najzwyklejszy dzień. Sielanka nie trwała długo. Do pokoju lekarskiego wbiegła Kasia, cała we krwi..
-Boże, co Ci się stało?
Kaśka nie mogła się opanować. Pokazała swoją szyję, z której tryskała krew..
-Ona.. mnie ugryzła..
-Ale kto?
-Nasza mała istotka...
Koniec części pierwszej.
************
Moi drodzy, ponieważ zaczyna mi się sesja, a potem jak przystało na studentkę trzeciego roku, chciałabym się obronić... Dlatego muszę na jakiś czas zakończyć opowiadania. Obiecuję, że od razu po wszystkim rozpocznę dłuższym opowiadaniem.
Proponowałabym skorzystanie z "Śledź mnie", żebyście dostali powiadomienie kiedy już opowiadanie się pojawi. Wystarczy wpisać swój adres email i jak tylko opublikuje opowiadanie, wędruje do was mail z informacją.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą małą nieobecność.
Trzymajcie się cieplutko!
Uważajcie na szwendaczy!