czwartek, 8 maja 2014

Kuru

Na wstępie chciałabym przeprosić za brak notki w zeszłym tygodniu, oraz za kilka literówek lub nie spójnych zdań w poprzednim opowiadaniu.

 If any of you use a translator to my stories, let me know! I would like to know you ! :)

Nadal czekam na wasze pomysły do opowiadań :) 




****


-Jak to mamy Ci przynieść zombiaka? Czy Ty do końca zwariowałaś? Ja rozumiem, że trzy dni w zamknięciu mogą powodować omamy ale takie?
-Tomek! Uspokój się. Przecież mamy do czynienia ze śmiercią cały czas. Przez te wszystkie lata po studiach, zdążyliśmy oswoić się ze śmiercią. Może nie taką, która chodzi, ale jesteśmy bardziej przygotowani niż inni.
-Dobrze, już dobrze. Powiedz mi tylko co Ty chcesz zrobić z tym zombiakiem? Przecież one nie mają wnętrzności w dobrym stanie, tak jak zwykłe zwłoki.
-Tego właśnie chce się dowiedzieć. 

Tomek razem z moim mężem ubrali się  w nasze zapasowe kurtki do najcięższych przypadków. Zaopatrzyli się  w możliwe narzędzia, gdyby trzeba było kogoś zaatakować. 
-Nie musicie iść daleko. Myślę, że na dziedzińcu znajdziecie kilka spokojnych szwendaczy
-Spokojnych? Agnieszka, czy Ty jesteś jakaś nie normalna?
-Tomek! Przestań się wściekać na moją żonę. Zajdziemy jakiegoś od tyłu, zarzucimy mu worek na twarz i przyciągniemy tutaj. Powinno się udać. 
-Żeby się udało, idźcie na balkon i sprawdźcie orientacyjnie gdzie macie się kierować
-Moja żona jak zawsze przytomna  i zorganizowana.

Kiedy poszli na balkon obgadać szczegóły akcji, ja skierowałam się do pokoju pielęgniarek. Urządziliśmy sobie w nim nasze schronienie,. Był największy, a co najważniejsze znajdowała się w nim lodówka, która obecnie do niczego nam nie była potrzebna, kiedy nie ma prądu, ale póki był spełniała swoje funkcje. Na środku stały dwie czerwone kanapy, które rozkładaliśmy co wieczór. Zawsze mogliśmy zostawiać je rozłożone, ale rutyna wolnego człowieka pozostaje w nim jeszcze przez długi czas. Myślę, że jak przestaniemy to robić to stracimy nadzieję, że poprzednie życie powróci. Pod ścianą stały dwa stoły. Na jednym z nich kładliśmy nasze jedzenie w puszkach, a na drugim cięższy sprzęt do walki. Znajdowały się tam dwie siekiery, łom i wszelkie urządzenia do przecinania ciał podczas autopsji, które obecnie miały inne zastosowanie. Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam, że mój kochany Franek śpi na kolanach Kasi. Ela siedziała kawałek dalej i była bardzo zamyślona.
-Kochane, gdzie jest Mariusz? 
-Uparł się, żeby pójść do kostnicy i sprawdzić czy nie ma tam czegoś co mogłoby się nam przydać
-To miłe z jego strony, ale przecież robiliśmy już rozeznanie. Czego może tam szukać?
Wtedy do pokoju wszedł Mariusz, z oberwanym rękawem u koszuli i lekko zaplamionymi spodniami. 
-Jezu, co Ci się stało?
Obstąpiłyśmy, go razem z Elą, żeby sprawdzić czy wszystko z nim dobrze. Jak się okazało zszedł do kostnicy nr 5, o której muszę przyznać wszyscy zapomnieliśmy bo od dawna nie była używana. W lodówkach znajdowały się ciała, które czekały na werdykt ze strony wyników badań, jaka była przyczyna ich zgonu. Badania kompleksowe tkanek ciała, trwają czasem bardzo długo. Lokatorzy kostnicy numer 5 czekali już na swoje wyniki ponad miesiąc. Całkiem  o nich zapomniałam. Ponad dwa miesiące temu zostali do nas przywiezieni z laboratorium, w którym prowadzono badana nad szczepionką na raka. Coś poszło nie tak, ponieważ pięciu pacjentów zmarło. Jednakże podstawowe badania autopsyjne nie wykazały nic, co mogłoby sugerować przyczynę zgonu. Osobiście przystawałam nad opcją zakażenia od szczepionki, albo zbyt dużą ilością adiuwantu, ale oczywiście nikt nie chciał mi powiedzieć jaki był skład danej szczepionki, dlatego badania trwały tak długo. 
-Poszedłem do kostnicy numer 5 i to co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wszystkie lodówki były otwarte, a na podłodze leżała dwójka zmarłych. Niby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pozostała trójka ich konsumowała jak gdyby nigdy nic. Jak zmarli ludzie mogą jeść innych zmarłych?
-Mariusz, a jak zmarli ludzie mogą chodzić?
-Masz rację,.. głupie pytanie. Ale to nie wszystko.. Ta trójka, która konsumowała pozostała dwójkę, nazwijmy ich już szwendaczami, skupiała się jedynie na wnętrznościach, czyli standardowo: jelita, żołądek, dwunastnica, wątroba i tak dalej
-Co w tym dziwnego?
-Elka, nie przerywaj
-Kiedy dochodziły do mózgu, najpierw go wąchały, a potem dotykały do swoich zielonych twarzy i pocierały
-Co Ty chcesz nam powiedzieć? Zacznijmy od tego, że one są tam od miesiąca, nie wiemy kiedy zaczęły się konsumować
-Pewnie na długo im wystarcza zjedzenie jednego narządu,bo robiły to bardzo powoli. Czy zwróciłyście uwagę, że niektóre zombie jedzą powoli i wolno atakują innych? A pozostałe rzucają się na swoje ofiary i bardzo szybko chłoną jedzenie?
-Mariusz, masz rację. Ostatnio jak obserwowałam z balkonu, była jedna grupa wolnych i szybkich, ale myślałam, że jest to związane z długością trwania apokalipsy. 

Opowieści Mariusza uciszyły nas na chwilę. Każda z nas analizowała prawdziwość jego słów i zapewne zastanawiała się co z tym zrobić. Pierwsza odezwała się Kasia, kiedy odłożyła mojego Franka na łóżko. Podłożyła mu poduszkę pod głowę. Podeszła do nas i powiedziała:
-Wiem, o czym mówisz Mariusz.. Ostatnio po naszej wspólnej kolacji, kiedy każdy z was odpoczywał albo starał się trochę umyć, poszłam na balkon i widziałam całe zdarzenie bardzo dobrze. Akurat nasz dziedziniec był oświetlony przez pełnię księżyca. Dwójka szwendaczy wycierała się mózgiem trzeciego.. Przypomina wam to coś? Agnieszka?
-Tak... Pamiętam dokładnie, był tak lud..
-Dziewczyny, już wiemy jak złapiemy szwendacza. Kwestia tego czy chcecie męskiego czy żeńskiego osobnika?
-Myślę, że mężczyzna wystarczy. Damy radę na nim pracować. 

Mariusz dołączył do grupy naszych bohaterów, a ja mogłam dalej dokończyć historię.
-Każda z nas podczas zajęć na uczelni, miała do omówienia różne choroby tropikalnych krajów, czy po prostu ludów. Mi przypadło Kuru, inaczej nazywane było śmiejącą się śmiercią. Była to choroba zakaźna wywoływana przez priony, która uszkadzała tkanki nerwowe. Choroba odkryta u ludzi bardzo szybko w latach 60 XX wieku przeniosła się na szympansy. Po pewnym czasie choroba ustała i już od dłuższego czasu o niej nie słyszałam.
-Ale co to ma wspólnego z naszymi zombiakami? Bo chyba nie nazwa?
-Do zakażenia kuru dochodziło u ludów plemienia FORE, którzy zamieszkiwali Góry Wschodnie Papui Nowej Gwinei. Po śmierci osobnika z ich ludu po prostu go zjadano. 
-Taki kanibalizm?
-Tak, najzwyklejszy kanibalizm. Tylko oni robili to trochę w inny sposób, ponieważ rytualnie nacierali twarz mózgami swoich zmarłych. 
-Patogeny przenikały przez skórę i kilka lat później powodowały śmiertelną chorobę..
-Myślisz, że teraz jest tak samo? Ale skąd tutaj kuru? Trochę nam daleko do Nowej Gwinei.. 
-To może być jakaś odmiana, albo wirus, który został stworzony na podobieństwo  kuru..

Żadna z nas nie mogła wydusić słowa. Jeśli jest to przejaw kuru, to nie mamy szans na wyzdrowienie, bo każdy dotyk szwendacza może być zabójczy. Oby okazało się, że to tylko przypadek, albo chociaż nie przenosi się poprzez dotyk.. Po godzinie wrócili nasi bohaterowie z dwoma zombiakami. Jeden był mężczyzną, a drugi kobietą. Niby nic dziwnego, ale kobieta była w ciąży. Od razu zabraliśmy się do roboty. Na stołach położyliśmy oba zombiaki. Najgorsze było to, że nie mogliśmy ich zabić. Musiałam pracować na ich "działającym" mózgu i układzie krwionośnym. Przywiązaliśmy im ręce, tak aby żaden nie mógł nas zadrapać albo chwycić. Również zakneblowano im usta. 
-To co panie i panowie? Do dzieła!

Pracowaliśmy najpierw nad mężczyzną, braliśmy próbki do badań. Wszystko było utrudnione ze względu na szlam, zieloną krew mieszająca się z tą poprawną.
-One są w środku zgniłe..
-Ale jaka bakteria, wirus, cokolwiek powoduje tak szybkie gnicie? Apokalipsa zaczęła się 4 dni temu. A ich wnętrzności są takie jakby leżeli w wodzie od dobrych dwóch miesięcy, ale bez zjawiska pęcznienia ciała. 

Po trzech godzinach, mieliśmy próbki ze wszystkich możliwych miejsc ciała mężczyzny. Niestety w tym czasie pacjent zmarł. Ponownie  zmarł, więc ponownie się odrodził, ale teraz jedynie syczał. Nie miał władzy w kończynach. Na zakończenie Sławek pozbawił go życia, wbijając mu nóż w głowę. 
-Dobrze, pora na kobietę. 

Dziewczyny chwyciły na narzędzia, chętne do rozerwania jej klatki piersiowej..
-Stop! Poczekajcie
-Agnieszka co jest?
-Dajcie mi stetoskop
Ela podała mi stetoskop. Szybko włożyłam oliwki do uszu i przyłożyłam głowicę do jej brzucha. 
-Agnieszka, co Ty robisz?
-Kochanie, martwi mnie to, że się uśmiechasz teraz. Mów szybko co jest!

Zdjęłam stetoskop, odłożyłam go na szafkę obok. I z uśmiechem na ustach powiedziałam:

-Dziecko żyje, musimy odebrać poród.






*****
Chciałabym podziękować Karolinie, za inspirację ludem FORE. :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz