niedziela, 30 marca 2014

Tajemnicze spotkanie

-Opowiesz mi jak zginęli nasi rodzice?
-Jesteś pewny, że chcesz tego słuchać? - odparła
-Tak..


Mama uparła się, że nic się nie zmieniło. Chciała pozostać w mieszkaniu, mimo wszystko. Kiedy zaproponowałam, że zadzwonię do Ciebie żeby Cię ostrzec wcale jej to nie wzruszyło. Tata oglądał wiadomości. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Skąd to się wzięło i jak można z tym walczyć. Ale w telewizji powiedzieli tylko, że to przez jakąś grupę naukowców, którzy pracowali nad lekarstwem na raka. Nie wiedzieli tak naprawdę skąd to wszystko się wzięło. Kto to zapoczątkował. Wszyscy z tego projektu dawno nie żyją, albo stali się zombiakami. Chwilę przed naszą rozmową wyjrzałam przez okno i zobaczyłam pana Chojewskiego. Resztę jego historii znasz, nie będę opowiadać jej znowu. To był koszmar! Pokazałam mamie całe zdarzenie, ale ona była w pewnego rodzaju transie. Mówiła, że wszystko się ułoży, że na pewno w szpitalach mają antidotum i nie ma czym się martwić. Podczas naszej rozmowy, wpadła na genialny pomysł, żeby zmywać naczynia. Dobrze wiesz jaka mała była nasza kuchnia. Brązowe szafki z kawowymi blatami. Zawsze się zastanawiałam kto wymyślił takie połączenie i dlaczego rodzice je kupili. Cieszyła się, że jeszcze jest woda i w razie czego nie będzie musiała zostawiać bałaganu.

-Cała mama.. Świat zwariował z powodu apokalipsy, a ona się martwiła czy jak ktoś wejdzie do jej mieszkania to zastanie porządek.
-Tak masz rację, ale powiem Ci tak szczerze, że tata zachował rozsądek do końca.
-Jak to?

Pewnie słyszałeś, że podczas naszej rozmowy, mama upuściła talerz? Kamil tylko pokiwał głową. Cała ta sytuacja była dla niego mocno stresująca. Najpierw stracił dzieci potem swoją ukochaną żonę.. Teraz jeszcze rodziców i zostałam mu tylko ja na tym świecie. Kiedy mama upuściła talerz za drzwiami zaczęło się robić trochę tłoczno. Warczały, syczały... nie mogę uwierzyć, że po miesiącu przyzwyczaiłam się do tego dźwięku. To chyba najgorszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam. Dlatego zaczęłam szeptać, podczas naszej rozmowy. Słyszałam niezły harmider tam u Ciebie, dlatego tym bardziej chciałam przekazać jak najwięcej informacji. Postanowiliśmy chwilę się nie ruszać i przeczekać. Po 15 minutach, wydawało nam się, że już po wszystkim. Wtedy mama wpadła na genialny pomysł, żeby schować się na strychu, albo poszukać jej ukochaną sąsiadkę. Chwilę wcześniej widziałyśmy jak wybiega z budynku w stronę centrum handlowego. Nie mogłam jej tego wybić z głowy. Uparła się, że musi jej pomóc, bo obiecała to kiedyś jej mężowi. Pamiętasz pana Stanisława?
-Tego, który chciał, żeby go nazywać Stachem?
-Tak to ten!
-To pamiętam. Wspaniały był z niego człowiek. Szkoda tylko, że tak młodo zmarł.
-Jak widać, lepiej dla niego. Chociaż miał należyty pogrzeb. Nasi rodzice nie mieli takiego luksusu
-Nie mów tak! To nie ich wina, ani nasza. To wszystko przez tych naukowców! -krzyczał

Prosiłam ją, żeby została, ale to nie zdawało egzaminu. Tata stwierdził, że jej pomoże odnaleźć panią Kasię. Wzięłam z mojego starego pokoju plecak. Jestem w szoku, że go zachowali. Nadal posiadał brązowego misia przypiętego do pierwszego suwaka. Włożyłam im trochę jedzenia, przeważnie mięso z puszki i trochę konserw rybnych. Jest mi tak okropnie źle, że to oni wyszli a nie ja. Przecież mogłam poprosić mamę, albo tatę żeby zostali a sama wybiegłabym do pani Kasi.

-Przecież dobrze wiesz, że tata nie pozwoliłby Ci na to, tym bardziej mama. Chwilę wcześniej kazałaś mi wracać do mieszkania rodziców, ktoś musiał na mnie poczekać. NIe możesz się czuć winna!
-Łatwo Ci powiedzieć, kiedy rodzice giną na Twoich oczach..

Nie mogłam mówić dalej. Łzy cisnęły mi się do oczu... Tak mocno ich kochałam i nic nie mogłam poradzić. Kiedy wyszli, stałam w oknie i patrzyłam. Prosiłam, żeby poszli od strony ulicy, żebym mogła ich widzieć. Jakoś na ulicy się uspokoiło. Nie było zbyt wielu szwendaczy. Tata dzielnie oddzielał ich od mamy. Nawet nie wiedziałam, że ma tyle siły. Jednemu zasadził niezłego kopniaka, aż się przewrócił na samochód i jakoś zablokował. Nie mógł się ruszyć. Szybko przemknęli dalej, ale przy bloku nr 10 było ich więcej. Kiedy tylko to zobaczyłam, chwyciłam kuchenny nóż, otworzyłam okno i wyskoczyłam na parapet, a następnie na chodnik. Dobrze, że mieszkaliśmy na parterze, to nie było to dla mnie bolesne. Biegłam najszybciej jak umiałam. Po drodze dopadło mnie dwóch szwendaczy, jednego odepchnęłam, a drugiemu wbiłam nóż prosto  w tętnicę szyjną. Nigdy nie sądziłam, że "martwy" człowiek może mieć tyle krwi w sobie. Biegłam ile sił w nogach, przeskakując walizki, omijając samochody, a nawet martwych ludzi, którzy jeszcze się nie przemienili. Teraz już to wiem, wtedy myślałam, że w drodze powrotnej będę mogła im pomóc. Nagle usłyszałam krzyk z prawej strony. To była pani Kasia. Jakiś nieznany mi człowiek napierał na nią całym ciałem i gryzł ją w ramię. Chciałam jej pomóc, ale moje serce rozerwane było między naszych rodziców. Wybrałam ich. Kiedy tak biegłam, zdałam sobie sprawę, że nie mogę im pomóc. Są otoczeni przez 10 zombiaków, że mama już się poddała, a sam walczący tata nic nie zdziała.
-Zatrzymałaś się? - zapytał
-Nie, biegłam dalej, ale mama już się poddała. Przytuliła się do taty i powiedziała, że go kocha. Tato zdezorientowany dosłownie na chwilę, nie wykonał żadnego ruchu nożem i szwendacze przewaliły go na ziemię. Dopiero wtedy mama zaczęła krzyczeć i wołać o pomoc. Nie wiem co się wtedy stało.
-Chyba strata najbliższej  osoby, otworzyła jej oczy
-Pewnie masz rację.. Nie mogłam już im pomóc.

Upadłam na ulicę i zaczęłam płakać. To tylko wzbudziło ich zainteresowanie. Zaczęłam biec z powrotem do naszego mieszkania, ale to nie miało żadnego sensu. Blok był otoczony przez zombie, a przez okno nie dałabym rady wskoczyć. Musiałam spędzić noc w innym mieszkaniu. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale to nie było takie łatwe. Poszłam do bloku obok, ale nikt nie chciał mnie wpuścić, myśleli, że jestem ugryziona.

-Boże, Saro i co zrobiłaś?
-Spędziłam noc w małym samochodzie na środku ulicy.

Nawet nie wyobrażasz sobie jaki to jest koszmar. Kiedy nie ma świateł na ulicy, a dla zombiaków nie jest ważne czy to noc czy dzień. Podróżują, bez celu. Kilku otarło się o samochód, jeden prawie wybił mi szybę, po prostu... Myślałam, że umrę tam na zawał. Tak strasznie się bałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Widziałam tylko jak jakaś grupa wyskakuje z naszego okna. Chwilę wcześniej horda zaatakowała nasz blok. Nie wiem dlaczego nasz. Czemu tak bardzo im się podobał. Co ciekawe, szwendacze mają bardzo dobry słuch. Nawet moje burczenie w brzuchu z rana bardzo ich zainteresowało. Na szczęście udało mi się jakoś to uciszyć i koło 7 rano wyjść z auta. Pobiegłam do naszego mieszkania. Oczywiście nie było już żadnych konserw ani nawet Twojego szkolnego plecaka. Wzięli wszystko. Myślałam, że się załamie, że już po mnie, że sama nie dam rady. Zamknęłam nasze mieszkanie na wszystkie zamki. Zastawiłam drzwi fotelem i czekałam. Co chwilę słyszałam, ten okropny dźwięk. Te jęki.. Krzyki umierających ludzi..

-Ale wiesz co było najgorsze?- zapytałam
-Nie wiem Saro, powiedz mi

Dopadła mnie depresja, samotność. Leżałam w łóżku cały dzień i starałam się o tym nie myśleć. Dochodziła godzina 18 i robiło się powoli ciemno. Przystawiłam krzesło do okna i patrzyłam. Zamarłam, kiedy po ulicy szła nasza mama z tatą jako szwendacze, trzymając się za ręce. Tata nadal miał plecak na plecach, z konserwami. Oni byli szczęśliwi, rozumiesz?
-Wierzę Ci... to samo było z Klaudią i moją Anią... Ale nie widziałem tego już nigdy więcej.
-Ja też nie. Przeważnie zombie traktują się jak możliwość posiłku, albo mają się gdzieś.

Opowiadałam tak długo tą historię, że zdążyło się już ściemnić. Całkiem wypluło to ze mnie siły.
-Połóż się na chwilę. Popilnuje 3 godziny i Cię obudzę. Z samego rana musimy wyruszyć, gdzieś gdzie jest bezpiecznie.
-Dobrze.. tak zróbmy

~~~~~

Ale kiedy otworzyłam oczy, było już rano. Zerwałam się z łózka i wyszłam do salonu. Wtedy oniemiałam...

-Hej jestem Lidia, a to jest Marcin...



&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Dziękuję, że jesteście ze mną. To miłe wiedzieć, że ktoś po drugiej stronie czeka na kolejne opowiadania. Jednak nie są takie złe. Pisanie nawet dla trzech osób to już coś :) 

Do następnego razu, 

Uważajcie na szwendaczy! 

4 komentarze:

  1. Trzy osoby skomentowały, a to wcale nie znaczy, że tylko 3 czytają;). Jest gooood.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, prawda :) ale i tak bardzo się cieszę, że się odezwaliście :) Dzięki jeszcze raz!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. będzie dziś :) Wczoraj przedłużył mi się pobyt w Łodzi ;) w tym tygodniu będą dwa wpisy:)

      Usuń